napisał: Jacek Konieczny

DOOKOŁA JUKATANU


Wszystko zaczęło się od Jurasa, który znalazł w internecie adresy szkół języka hiszpańskiego w Gwatemali... Albo jeszcze wcześniej, jak zacząłem się uczyć tego pięknego języka u Polaka, który spędził pierwszych dwadzieścia lat swego życia w Wenezueli i przyjechał do Polski na studia...Highslide JS


Albo jeszcze wcześniej, jak dowiedziałem się o Machu Picchu i zapragnąłem na własne oczy obejrzeć, to co stworzyli Inkowie w Andach... Ale tak naprawdę, to początek tego wszystkiego należy, chyba, umieścić w połowie lat siedemdziesiątych, gdy cały świat oszalał na punkcie literatury ibero-amerykańskiej, a ja z całym światem. Czytałem wyłącznie literaturę ibero-amerykańską, a zwłaszcza książki Gabriela Garcii Marqueza, Julio Cortazara i Mario Vargasa Llosy. Poznając tą literaturę pgłębiała sie moja fascynacja Ameryką Łacińską, ludźmi, klimatem, przyrodą, atmosferą i dziesiątkami innych elementów składających sie na kulturę i obyczajowość tego regionu. Od początku marzyłem o wyjeździe w tamte regiony, ale niestety, przez wiele lat, było to, z wiadomych względów niemożliwe... Wreszcie postanowiłem zrobić pierwszy krok w tym kierunku, czyli nauczyć się języka. Był to niezbędny element moich planów, bowiem z góry założyłem, że nie pojadę na żadną zorganizowaną wycieczkę z pilotem, czy przewodnikiem.Wiedząc, że tubylcy najczęściej znają wyłącznie język hiszpański, uznałem, że muszę go poznać.Highslide JS


Uczyłem się pilnie języka Cervantesa, gdy, jak wspomniałem, Juras znalazł strony internetowe, które przyspieszyły sprawę mojego wyjazdu, a także nieco zmieniły jego kierunek. Stron tych było kilkadziesiąt i każda informowała o warunkach nauki w szkołach rozsianych po całej Gwatemali. Na każdej ze stron był adres e-mailowy, co sprawiło, że przez dwa miesiące zbierałem szczegółowe wiadomości na temat różnych szkół, by w końcu wybrać po jednej w Antigua Gwatemala i Quetzaltenengo. Zaplanowałem, że pojadę do Gwatemali na miesiąc i spędzę w każdej z wybranych szkół dwa tygodnie, a przy okazji zwiedzę to i owo...Stopniowo redukowałem czas pobytu w szkołach językowych z czterech do trzech, a następnie do dwóch tygodni, przewidując coraz więcej czasu na zwiedzanie i podróże.Highslide JS
Któregoś dnia w styczniu, przechodziłem koło biura British Airways i zobaczyłem ofertę, informującą, że tylko tego dnia można kupić bilet na samolot do jednego z kilkudziesięciu miast na całym Świecie, po obniżonej niemal o połowę cenie. Grzechem byłoby, gdybym nie skorzystał... Klamka zapadła. Stałem się posiadaczem biletu na wylot 31 marca i powrót 2 maja.
Jeszcze kilka razy zmieniałem planowaną trasę zwiedzania, konsultując się z bywalcami na żywo i przez internet, studiując przewodniki. Dużo uwagi poświęciłem kulturze Majów,rdzennych mieszkańców obszaru, który miałem zamiar zwiedzić. Ilość miejsc, które chciałem zobaczyć, tak sie zwiększyła, że w końcu zrezygnowałem z pobytu w jakiejkolwiek szkole.
Stan euforii trwał nieustannie i dopiero dwa dni przed wyjazdem dotarło do mnie, że przez cały miesiąc nie będzie mnie w domu, że nie będzie ze mną żony, ani dzieci, ani kota, ani tysięcy rzeczy, bez których nie wyobrażałem sobie życia...
Nie było jednak odwrotu i 30 marca z ciężkim sercem wsiadłem do pociągu do Gdańska. Z Gdańska wyleciałem o 7.40, a o 18.30 (plus sześć godzin różnicy czasu) znalazłem się w Cancun. Meksyk powitał mnie stałą temperaturą (około 30 stopni C) i wilgotnością (około 80%). I tak miało być przez cały miesiąc...Highslide JS

Pierwszą noc spędziłem w Cancun, które zostało wybudowane głównie z myślą o drenażu portfeli turystów amerykańskich i piewszego kwietnia (Prima Aprilis) rozpocząłem podróż dookoła Jukatanu. Najpierw pojechałem do Chetumalu - gdzie załatwiłem wizy do Belize i Gwatemali, a także zwiedziłem okolice bogate w gorące, puste plaże i "cenotes" - czyli naturalne studnie o średnicy 200-300 metrów i głębokości ok. 100 metrów. Nie muszę chyba dodawać, że kąpiel w takiej studni, to ogromna frajda. Z Chetumalu udałem się do Belize. Jest to kraj zamieszkały, głównie przez murzyńskich potomków niewolników, którzy przybyli tu po zniesieniu newolnictwa w USA. Do połowy lat 80-tych Wielka Brytania miała tu swoje bazy wojskowe, które stanowiły podstawowe źródło dochodów tego kraju.Od kilkunastu lat źródłem tym jest turystyka,co jest możliwe dzięki wspaniałym wybrzeżom Morza Karaibskiegoi takim walorom, jak bezludne wysepki, rafa kolarowa, rezerwat manatów, czyli krów morskich itd. Wszystko to miałem okazję zobaczyć rezydując przez trzy dni na Caye Caulker - malowniczej wyspie położonej kilkanaściekilometrów od Belize City - byłej stolicy i największego miasta tego kraju, zniszczonego przez nawiedzające ten region huragany.Highslide JS
Kolejnym etapem mojej podróży była Gwatemala, w której spędziłem ponad dwa tygodnie.
Zacząłem od Tikal - tajemniczego miasta Majów, przeżywającego swój rozkwit ok. VII i VIII wieku n.e. i podobnie, jak inne miasta, opuszczonego z niewyjaśnionych przyczyn. Zachwycające budowle - świątynie, pałace i piramidy świadczą o dużym kunszcie budowniczych, którzy stworzyli to wszystko bez znajomości praktycznego zastosowania koła i posługując się wyłącznie kamiennymi narzędziami. Zapewne, jeszcze ciekawej zabytki te, wyglądały wtedy, gdy były zamieszkałei pomalowane na czerwono. Dodatkową atrakcją była ogromna różnorodność fauny i flory. Ponieważ ruiny położone są w dżungli, przechodząc między poszczególnymi obiektami, spotykałem ostronosy, małpy, papugi i inne ptaki oraz niezliczone ilości niezwykle barwnych motyli.
Dalej pojechałem do Chiquimuli, która stanowi bazę wypadową do Copan w Hondurasie, gdzie znajduje się kolejne miasto Majów. Nie jest ono tak rozległe, jak Tikal, a jego największą atrakcją są wysokie na ponad trzy metry stele, w większości poświęcone jednemu z władców, który nazywał się Szesnaście Królików. W Hondurasie byłem tylko jeden dzień i kraj ten wywarł na mnie raczej przygnębiające wrażenie ze względu na wyłaniającą się zewsząd ogromną biedę.Highslide JS
Z Chiquimuli pojechałem do Ciudad de Guatemala, stolicy kraju. Miasto, oprócz Placu Centralnego z wybudowanymi w stylu hiszpańskiego baroku budynkami Parlamentu i Katedry nie posiada wielu atrakcji, a najbardziej rzucają się w oczy uzbrojeni w karabiny ochroniarze przed bankami i niektórymi sklepami.
Przeciwieństwo obecnej stolicy, stanowi Antigwa Guatemala, która była kolejnym etapem podróży. Miasto zniszczone kilkoma trzęsieniami ziemi straciło dwieście lat temu miano stolicy kraju, lecz zachowane zabytki, łagodny klimat i kameralna atmosfera sprawiają, że jest ono żelaznym punktem programu każdej wycieczki do Gwatemali. Położone na wysokości 1500 metrów n.p.m. stanowi znakomite miejsce odpoczynku po trudach podróży przez wilgotne i gorące części kraju. Można stąd, również, wybrać się na jedną z wielu oferowanych przez różne agencje wycieczek. Ja wybrałem się na jeden z trzech znajdujących się w Gwatemali czynnych wulkanów - Pacaya (2552 m.n.p.m.). Co prawda, przewodnik pocieszał nas, że wybucha rzadziej niż raz na miesiąc, lecz mimo, to lawa wypełniająca krater i unoszące się nad nim opary sprawiały wrażenie, że nastąpi to za chwilę. O ile wulkan Pacaya był imponujący,Highslide JS niestety nie mogę tego powiedzieć o jeziorze Atitlan, nad które pojechałem z Antigua Guatemala. Jezioro to, położone ok. 1500 m.n.p.m., z wznoszącymi się nad nim na wysokość kolejnych 1500 metrów trzema wulkanami, uznawane jest przez wielu turystów za najpiękniejsze na Świecie. Niestety! Podczas mojego pobytu było pochmurnie i mgliście, więc jego piękno widziałem tylko na zdjęciach. Za to, w całej krasie mogłem podziwiać jarmark w Chichicastenango. W środy i niedziele, z najdalszych zakątków Gwatemali zjeżdżają tu indianie, by sprzedać turystom wyprodukowane przez siebie towary. Mnóstwo niezwykle barwnych straganów, głównie z tkaninami i ceramiką, jest magnesem ściągającym wielu podróżujących. Ponieważ na jarmarku byłem w niedzielę, poszedłem do kościoła górującego nad straganami. Mieszanka obrzędów katolickich z ceremoniałami Majów, doprawiona dymem z kadzideł, muzyką marimby i pięknymi śpiewami, tworzy niezapomniane przeżycie.

Koniec Wielkiego Tygodnia spędziłem w Quetzaltenango, które z dwóstoma tysiącami mieszkańców jest drugim co do wielkości miastem Gwatemali. Wielki Czwartek, Piątek i Sobota, to dni, w których odbywają się najważniejsze uroczystości (za to Poniedziałek jest zwykłym dniem pracy). Ich nieodłącznym elementem są procesje, podczas których ludzie noszą ogromne platformy ze scenami z Drogi Krzyżowej. Każdy kościół ma swoją procesję, a w Wielki Piątek chodziły one bez przerwy od godziny 2 do północy...
W Niedzielę Wielkanocną wyjechałem z Gwatemali i pojechałem autobusem do San Cristobal de Las Casas w Meksyku.
Highslide JSWiększość pasażerów autobusu stanowiły pisklęta poupychane w kartonach na półkach nad siedzeniami. Przez całą drogę z kartonów sypało się na głowy podróżnych pierze i nie tylko... San Cristobal, to piękne, górskie miasto, leżące w centrum stanu Chipas, znanego z powstania Zapatystów, walczących od 1994 roku o prawa Indian. Rząd meksykański wiele obiecuje rdzennej ludności, ale niewiele z tych obietnic spełnia, co sprawia, że sytuacja w tym regionie jest wciąż napięta. Widomym tego objawem były kontrole wojskowe, które na odcinku ok. 100 kilometrów od granicy do San Cristobal, pięć razy zatrzymywały autobus, którym jechałem.
Następnym odwiedzonym przeze mnie miejscem było Palanque i to był powrót w tropiki. Kolejne ruiny Majów, miejsce, w którym znaleziono płytę nagrobną z figurą przedstawiającą, wg Denikena kosmonautę. Poza ruinami, w mieście nie było nic ciekawego.
Pojechałem, więc do Meridy, która od czasów kolonialych stanowi centrum Jukatanu. Piękne miasto z szerokimi ulicami i okazałymi rezydencjami, a także bogatym życiem kulturalnym bardzo mi się podobało. Jedynym mankamentem były mrówki, które mieszkały ze mną w pokoju hotelowym.Highslide JS
Uciekłem więc do Chichen Itza. Jest to największe miasto Majów na Jukatanie. Rewelacyjne zabytki i magia nazwy ściąga tu niezliczone rzesze turystów. Naprawdę warto je odwiedzić, bowiem atmosferę dawno minionych dni, czuje się tu na każdym kroku.
Po drodze, byłem oczywiście, w wielu miejscach, spotkałem ciekawych ludzi i znalazłem się w niezwykłych sytuacjach. Cała podróż, była ciągiem niezapomnianych przeżyć i wrażeń, porównywalnych do tych, z którymi wcześniej zetknąłem się np. w programach z cyklu "Pieprz i wanilia" Mój wyjazd dowiódł, że podróżować każdy może, a najtrudniej ruszyć się z domu...
Z Chichen Itza pojechałem z powrotem do Cancun. Spędziłem cały dzień na malowniczych plażach Isla Mujeres (Wyspa Kobiet), która swą nazwę zawdzięcza kobietom więzinym tu kiedyś przez piratów.
1-go maja, po pochodzie, pojechałem na lotnisko, skąd wyruszyłem w powrotną podróż. W samolocie spotkałem pewnego Anglika, który twierdził, że najpiękniejszy kraj na Świecie, to Kolumbia...

 


wróć na początek strony