napisał: Piotr Wojtkowski

MAJOWY WEEKEND - Wizna i okolice


Kwiecień buchnął ciepłem. Highslide JS Highslide JS Ciepło działa na zmysły i się zachciewa różnych rzeczy... Marzy się wyjazd nad wodę. Połapać ryby, pooglądać ciekawe miejsca. I żeby było blisko. I ładnie.

Psim swędem, trafiło się miejsce w gospodarstwie agroturystycznym w Wiźnie nad Narwią, blisko Biebrzańskiego Parku Narodowego. Blisko carskiej twierdzy Osowiec i w okolicy umocnień z 1939 roku. Dolina Biebrzy i Narwi jest w tym czasie nieszkodliwa, bo te latające i tnące bez litości draństwo, jeszcze nie jest w pełni sił.

Będziemy się byczyć od 30 kwietnia do 3 maja! Niestety! Nie dało się dłużej...

W Wiźnie jesteśmy koło 13.30 . Przejeżdżając przez most na Narwi podziwiamy widok na miasteczko. Położone na skarpie. Z daleka widać kościół i jakąś wieżę z flagą. Pani Ela mówi, że to na pewno zamek. Miasteczko malutkie, więc bez problemów znajdujemy zabudowania "naszego" gospodarza. Zakwaterowujemy się i w miasto! Pooglądać! Highslide JS Highslide JS

Miasto nieduże, tak zwana "ulicówka". Za to, czyste! Mijamy mieszkańców, w większości wieku podeszłego, lub "przedpoborowego" (jak, później gospodarz powiedział - młodzież wyjechała do UE, albo Warszawy, za pracą). Kierujemy się na flagę i wieżę, bo jesteśmy ciekawi zamku. Dochodzimy. Jaki tam zamek! To GARGAMELEK!!! Gotyk, klasycyzm i czort wie co jeszcze. Facet ma pieniądze, ale za grosz gustu! Rozbawieni i zniesmaczeni kierujemy się na kościół. Z XVI wieku.Był. Przed wojną. Niemcy wysadzili. Widać po cegle, jak wysoko zachowały się mury. Ludzie odbudowali zachowując jego kształt. Piękne drzwi i kamienne misy na wodę święconą przy nich. W promieniach słońca wygląda wspaniale.

Od kościółka, jakoś tak trafiamy na rynek wiźnieński. Szkoła, park, poczta. W parku pomnik. Ku pamięci żołnierzy września poległych w obronie "Odcinka Wizna". Wzorowany na tym z Grunwaldu, tyle, że zamiast twarzy rycerzy w hełmach, głowy żołnierzy w rogatywkach. Surowy i ma swoją wymowę. Highslide JS Highslide JSByłoby, jednak lepiej, gdyby nie stawiali na nim, tego białego krzyża... Również, byłoby lepiej, gdyby nie przyklejali tej plakietki z Orłem Białym. Wspaniały przykład, jak można spaskudzić pomnik! Rozumiem, że pojmowanie historii się zmienia, ale pomników nie powinno się poprawiać!

Schodzimy nad Narew. Szybki nurt, z drugiej strony płaski, bagienny brzeg porośnięty łozami, sitowiem, dalej bagno i zieloniutka trawa. Miejscowy wędkarz (łódkowy), radzi łapać ryby przy moście. Już się cieszymy z jutrzejszego dnia! Wracamy na kwaterę ćwiczyć, póki co, łapanie na karaskach, w stawiku u gospodarza. W towarzystwie trzech kotów. Pani Ela ma wielką uciechę! Wyciąga rybkę za rybką i dzieli sprawiedliwie. Tej szarej, białej i kocurkowi. Po kolei. Koty szczęśliwe. I niecierpliwe. Usiłują złapać karaskę w locie, zanim się odczepi. Zabawa trwa, aż robi się ciemno i spławiki przestają być widoczne

Dzień Józefa Robotnika.

Highslide JS Highslide JS Budzę sie już o piątej i czekam, kiedy Pani Ela będzie gotowa. Za oknem nieciekawie. Szron. Zimno. Wreszcie po siódmej zwlekamy się i jedziemy na śniadanie do barku przy Narwi. Otwierają dopiero o dziewiątej, więc mamy trochę czasu na oglądanie okolicy. Przy samym barku, na słupie, bocianie gniazdo. Zamieszkałe. Pani na jajkach, a Pan pracuje. W tym miejscu Biebrza wpada do Narwi, więc o jedzenie nie jest chyba trudno (przynajmniej dla bociana). Rozlewiska i bagna pełne są ptactwa. W pewnym momencie przelatuje nad nami klucz kaczek, tak ze trzydzieści, czterdzieści sztuk.

Po śniadaniu na łowisko! Jakieś 500 metrów od mostu znajdujemy w miarę ciche i osłonięte miejsce. Pogoda, taka sobie, jak nie wieje, to nawet ciepło, ale rzadko jest cicho. Łapiemy na przepływankę. Nurt dość wartki, ale da się wytrzymać. Ponad pół godziny rzucamy bez opamiętania. Potem przychodzi uspokojenie i pewne prawdy zaczynają docierać. Że pełnia. Że zimno. Że wiatr północno-wschodni. Że lepiej się porozglądać, otworzyć zmysły i przyjąć, to co natura daje... Highslide JS Highslide JS

Siedzimy na prawym brzegu Narwi. Na niewysokiej skarpie. Pod nami rzeka, której barwa zmienia się, kiedy słońce wyjdzie zza chmur, ze stalowoszarej w ciemnobłękitną. Porywy wiatru, nurt i wiry marszczą i fałdują powierzchnię, tak że wygląda, jakby żyła. Cały czas w ruchu. W pędzie. Lewy brzeg jest spokojniejszy, płaski, porośnięty sitowiem, łozami i krzaczorami. Tam i woda wolniejsza, spokojniejsza, bardziej niebieska. Dalej bagna, zalewiska. I ptaki. Czaple łażące i czegoś tam szukające, kaczki, samotny bocian godnie kroczący po łące. Masa ptasiego drobiazgu. Śpiewającego, trelującego i gwiżdżącego... I ten zapach! Świeżej zieleni, rzeki, ziemi nagrzanej słońcem (czasami), wiosny...

Koło 13 mamy jednak dosyć już widoków i trelów! Jesteśmy sinawi, bo wiatr raczej zimowy, niż wiosenny, a i tempwratura oscyluje koło 10 stopni. Ryby wygrały! Zwijamy sprzęt i do barku! Na flaki! Połakomiłem się na golonkę, ale bez sety nie da rady tego zjeść. Pani Ela nie protestuje: zamów sobie, a ja samochód poprowadzę... Żyj i daj żyć innym! Odstawiam golonkę.Highslide JS Highslide JS

Wracamy do gospodarza, a tam już na nas czekają koty, pamiętające poprzedni dzień. Pomiałkując i mraucząc prowadzą nas nad stawik. I znowu do samego wieczora zabawa z karaskami. Koty i my szczęśliwi!

Dzień Flagi!

Jak ładnie, codziennie jakieś święto! Po wczorajszym łapaniu odechciało nam się siedzieć nad wodą. Wieje i zimno, chociaż słonecznie. Dzisiaj robimy sobie objazd okolicy.

Najpierw na Górę Strękową. Znajdują się tam ruiny bunkra obserwacyjnego kapitana Reginiusa - dowódcy obrony Odcinka Wizny. Wzgórze położone jest nad samą Narwią. Piękny widok na okolicę! Widać Wiznę, meandry Narwi i Biebrzę. W 1939 roku, kapitan Reginius, mając 720 ludzi zatrzymał na dwa dni korpus pancerny generała Guderiana. Stosunek sił: 40 do 1 ! Takie współczesne, polskie, zapomniane Termopile... Ponieważ bunkier dowódcy był nie do zdobycia, Rycerski Wermacht postawił ultimatum: albo się poddadzą, albo wszyscy wzięci do niewoli żołnierze polscy, zostaną rozstrzelani. Highslide JS Highslide JSDalsza obrona, bez nadziei na odsiecz, była bezsensowna, poza tym, pozostałe umocnienia zostały przez Niemców zdobyte. Dowódca poddał bunkier. Nie siebie. Rozerwał się granatem. W dowód uznania za bohaterski opór i walkę, pozostali przy życiu żołnierze zostali, przez Niemców pobici i skopani. Ci, którzy byli w stanie wstać, wstali, pozbierali leżących i powlekli się do niewoli. Niwielu ich było... To się nazywa ambiwalentne uczucie. Z jednej strony martyrologia, z drugiej piękno przyrody... Zaduma i zachwyt.

Przez Laskowiec, Brzeziny i Budy jedziemy do Giełczyna. Ciekawa sprawa, między wioskami asfalt, przez wsie "kocie łby". Przy domach, na słupach, gniazda boćków. Widać, że wielopokoleniowe. Widać, że mają co jeść! Docieramy do Giełczyna i dalej, bo droga się skończyła - piechotą. Tutaj, w kępie brzózek, również znajdują się ruiny bunkra. Ściany grube na jakieś dwa metry. Włażę na górę, ale drzewa zasłaniają widok na przedpole.

Wracamy na wał przeciwpowodziowy. Highslide JS Highslide JS Po obu stronach rozciągają się rozlewiska, mokre łąki i bagna. Tu i ówdzie kępa brzózek, krzaczory. No i przy wodzie - trzcina. Ptaki dają koncert. Nie przeszkadza im, że zimno i wieje. Wiosna! Nam, jednak, pogoda trochę przeszkadza, wracamy do samochodu.

Jedziemy drogą na Goniądz przez Biebrzański Park Narodowy, Carskim Traktem do Osowca (car Mikołaj kazał wybudować drogę przez bagna - dlatego ta nazwa). Po obu stronach drogi ciemny i ponury las bagienny. Głównie graby, tylko gdzie niegdzie trafiają się rachityczne brzózki. Jedziemy jakieś 15 kilometrów i nagle las się kończy i otwiera się widok na zieloną płaszczyznę porośniętą trawą i sitowiem. Jeszcze kawałek i jest kładka.

Ciągnie się pół kilomwtra w głąb mokradeł. Z końca kładki widok na bagno Luka. Po sam horyzont trzcina i trawa, tylko tu i ówdzie kępki cieniutkich brzózek i jakieś krzaczki. Zieleń. Świeża, wiosenna, żywa zieleń, która aż kłuje w oczy. Dalej brązowieje, nieścięte, zeszłoroczne sitowie. I cisza. Highslide JS Highslide JSTylko słychać trele ptaków. Nad pasmem krzaków, po niebie, płynie myszołów (chyba-bo duży). W pewnym momencie, składa skrzydła i spada jak kamień. Za krzaki. Czekamy jakiś czas. Chyba trafił, bo już go nie zobaczyliśmy.

Jakiś kilometr dalej, znajduje się się wieża widokowa, z której roztacza się jeszcze wspanialszy widok na okolicę. Weszliśmy, zobaczyliśmy i szybko zeszliśmy, bo duje jak w (bez obrazy) Kieleckiem. Zimny północny wiatr, dobrze, że chociaż słońce grzeje... Wreszcie dojeżdżamy do Osowca.

Twierdza znajduje się na terenie jednostki wojskowej. Została zbudowana przez Rosjan pod koniec XIX wieku i miała służyć, jako zapora przed pruskimi wojskami. I służyła. W czasie I Wojny Światowej była trzy razy szturmowana i pozostała niezdobyta.

Pierwszy raz usiłowano wziąć ją szturmem "z marszu". To był głupi pomysł. Szybko zrezygnowano. Za drugim razem sprowadzono "Grubą Bertę" i prawie się udało. Po całodziennym ostrzale, zniszczenia były dość znaczne, Highslide JS Highslide JS ale Rosjanie celną salwą swojej artylerii uszkodzili działo. Za trzecim razem, Niemcy puścili gaz. Chlor. Zginęło 2000 Rosjan i około 1000 żołnierzy niemieckich. Szturm odparto. W 1916 roku twierdza, w ramach "skracania frontu", została przez Rosjan opuszczona i częściowo wysadzona.

W miejscowym muzeum można pooglądać pozostałości. Podczas zwiedzania, przewodniczka, pokazała grube kawałki szkła, które służyło jako osłona do lamp karbidowych. Zielone i białe. Według miejscowej legendy, jeżeli ktoś popatrzy przez białe szkło - głupieje, przez zielone - odwrotnie... Niestety, jest to eksponat muzealny, a ci, którym byłby pomocny, wolą podróżować po świecie, zamiast złożyć wizytę w Osowcu, co byłoby ku pożytkowi i dla naszego państwa... A szkoda! Na zwiedzanie trzeba poświęcić co najmniej dwie godziny. Szybkim tempem. Zrobiła się pora obiadowa, więc idziemy na obiad do byłego kasyna. Tanio i nieźle.

Jeszcze nie jest późno, więc odwiedzamy Tykocin. Piękny rynek. Highslide JS Highslide JS Klasztor Bernardynów i barokowy kościół. Odnowiony, zajmuje cały, krótszy bok rynku. Kolorystycznie wspaniale współgra z błękitem nieba. Rynek zadbany, z ławeczkami, tyle że mało kto z nich korzysta. Na środku pomnik Czarnieckiego.

Przed wojną miasteczko zamieszkiwała duża społeczność żydowska. Mieli swoją szkołę, świątynię, teatr. W synagodze jest teraz muzeum. Pierwszy raz oglądam, więc wszystko jest dla mnie nowe, ciekawe. Wystrój zachowany tak, jakby przed chwilą opuścili świątynię wierni. W [Wewnątrz synagogi] kobiecej części fotografie ówczesnych nieszkańców i opis ich losów. Najczęściej kończą się w 1943 roku. Wracamy. Przejeżdżamy ulicami miasteczka i tak jak w Wiźnie, rzadko widzimy młodzież. Stopa bezrobocia spada...

U gospodarza, koty czekają na swoją porcję karasek. Łowimy i karmimy aż do ciemnicy.

Dzień Konstytucji

Ranek zimny. W nocy był przymrozek i pobielił samochody. Highslide JS Highslide JS Pakujemy się. Jeszcze śniadanie, pożegnanie z kotami i gospodarzami i w drogę! Jedziemy wzdłóż Narwi do Bronowa. Widoki, jak z kiczowatego lanszaftu. Błękitne niebo, tu i ówdzie biała chmurka, a ze skarpy nadnarwieńskiej widok na niebieskawą rzekę, która wije się w dolinie. Błękit nieba, wijąca się wstęga rzeki, otoczona zielonymi łąkami porośniętymi złocistym mleczem, wszystko podświetlone słońcem... Pejzaż, jak z bajki. Jedziemy powoli, chłoniemy to wszystko i staramy się, by jak najdłużej pozostało w pamięci. Wreszcie dojeżdżamy do Bronowa.

Polna droga, prowadzi przez drewniany most, aż do wieży widokowej. Z wieży oglądamy wędkarzy stojących w woderach, w nurcie Narwi i zawzięcie młócących spiningami wodę. Sporo ich tam stało, ale nie widać aby mieli jakieś wyniki. Sport dla sportu.

Na pobliskich łąkach widać bataliony. Piękne. I każdy inny. Oczywiście samce, bo samiczki nieciekawe. Komentarza Pani Eli nie będę przytczał i tak wyszło, że jestem męskim szowinistą. Na wieży troszkę przewiało, więc szybko do samochodu i dalej w drogę.Highslide JS Highslide JS

Przed Łomżą zatrzymujemy się w Drozdowie. Jest tam dworek Lutosławskich. Teraz mieści się Muzeum Przyrody. Do pooglądania okazy fauny i flory Biebrzańskiego Parku Narodowego i Doliny Narwi. Wreszcie zobaczyłem jaki gronostaj jest mały! Ile ich trzeba na te kołnierze... Obejrzałem również samicę łosia. Te durne oczy... Ten wyraz "twarzy". Całkiem podobna do naszej znajomej! Teraz rozumiem, dlaczego mówią na nią "klempa"! W dworku, w 1939 roku zmarł Dmowski. Przyjaciel Lutosławskiego. Lutosławski i Dmowski... Jak to pogodzić!?

wróć na początek strony