Bardzo przyjacielski i z objawami choroby sierocej...
Pani Ela od razu zapoznała się z kocurkiem, który z miejsca wlazł jej na kolana i odmówił zejścia. Pozwalał się głaskać i drapać. Kiedy musieliśmy już iść, odwdzięczył się gryząc po rękach. Panią Elę. Ale, że robił to z wyczuciem, to i dużej krzywdy nie było...
Nasza przewodniczka – Pani Alicja, zabrała całą grupę pod swoje skrzydła, co nie było zbyt trudne, bo grupa składała się z dwóch osób. Nie było również łatwe, bo Pani Alicja jest filigranowa. I poszliśmy...
Nasza przewodniczka najpierw oprowadziła nas po parku przypałacowym. I opowiadała, opowiadała...
Wreszcie wychodzimy z parku i idziemy w stronę rezerwatu. Oglądamy drzewka, które jelenie zrobiły na bonsai. Jabłonie. Podobno bardzo smaczne są młode, świeże pędy. W każdym razie zwierzakom smakują.
Na skraju łąki i lasu rosną dwa dęby – bliźniaki. Bardzo ciekawie wyglądają, bo jeden zaczął wcześniej niż drugi wypuszczać liście. Tylko teraz, na wiosnę można zobaczyć różnicę u tych bliźniaków. Później wszystko się zatrze...
Dochodzimy do bramy rezerwatu. Piękna, drewniana konstrukcja, która została przed wojną zrobiona bez użycia gwoździ. Teraz już troszkę powbijano przy remontach.
Za bramą zaczyna się inny świat. Puszcza. Las, w którym nikt nic nie robi. To znaczy ludzie nic nie robią. Prawie. Usuwane są tylko drzewa, a właściwie te kawałki drzew, które utrudniają przejście po ścieżce. Ale, jak mówi Pani Alicja, odcinane są od pnia piłą ręczną.
Pani Alicja jest w swoim żywiole. Pokazuje i opowiada... Opowiada i pokazuje...
A my chłoniemy. Zapachy, kolory, głosy ptaków, szum drzew...
Zapachy. Są różne. Jest wiosna, więc wszystko na potęgę chce się rozmnażać. Rośliny też. Oglądamy kwiaty czosnku niedźwiedziego, który rośnie przy ścieżce. Oglądamy roślinki, których nasionka smakują jak rzodkiewka.
I walczymy z komarami! Krótki bezruch skutkuje swędzącymi miejscami na dłoniach i nogach. Wiosenny wysyp.
Walcząc z komarami oglądamy ciekawostki puszczańskie. Dowiadujemy się, że dzięcioł, kiedy chce wydłubać smakowitości z szyszek wkłada te szyszki między korę drzew. Takie miejsca nazywają kuźnią. Sporo tych kuźni. Jakoś tak chodząc po lesie nie zwracałem na to uwagi. Jak dobrze mieć przewodnika!
Oglądamy przemijanie i powstawanie nowego. Na padłych pniach zaczynają wyrastać nowe krzaki i drzewa. Rośliny wykorzystują każde miejsce do wegetacji. Na bagnach oglądamy rachityczne drzewa, które rosną na wysepkach wystających z błota, a powstałych, właśnie z obalonych przez wiatr, czy padłych z innych przyczyn drzew.
Oglądamy wielką karpę padłego świerku, a Pani Alicja mówi, że widziała większe. Wreszcie dochodzimy do Dębu Jagiełły.
Miał około 450 lat, kiedy w 1974 roku wichura GO przewróciła. Teraz można obejrzeć leżący pień, którego już część się rozłożyła. Nasza przewodniczka pokazuje jaki wysoki był leżący pień.
Drzewa... Padłe i rosnące... Wszystkie są wykorzystywane przez mniejsze zwierzaki na kryjówki. Te rosnące, to głównie przez ptaki, a leżące przez gryzonie i nieduże ssaki. Leżące świerki, swoimi konarami chronią swoich potomków przed jeleniami i sarnami. Przez taki zasiek, to nawet żubr nie przejdzie...
Powoli wracamy do bramy. Po drodze oglądamy pień obalonej przez wiatr wierzby iwy. Drzewo miało 17 metrów wysokości.
- To puszcza, tutaj jest wszystko inne, puszczańskie... - mówi Pani Alicja.