Puszcza Białowieska

Piotr Wojtkowski


Mają być dwa dni wolne, więc wymyślamy, gdzie by tu pojechać. No i wymyśliliśmy. Ciechocinek i Toruń. Teraz tylko czekamy na sobotę, aby z samego rana wyruszyć.

Highslide JS

No i pojechaliśmy. Na Podlasie. Do Puszczy Białowieskiej...

Jedzie się całkiem nieźle, tłoku nie ma. Słoneczko świeci, jest ciepło i przyjemnie. Podziwiamy po drodze łąki ubarwione żółtymi kwiatami mlecza, pola obsiane rzepakiem, który zaczyna kwitnąć na żółto... Zieloność i żółć. I błękit nieba...

Highslide JS

Tak dojeżdżamy do miasteczka Liw. Byliśmy już tam kiedyś, więc rezygnujemy ze zwiedzania Muzeum Zbrojowni

Idziemy od razu na brzeg rzeczki Liwiec, gdzie robimy sobie małą przerwę.

Komary jeszcze nie rąbią, jest cicho i przyjemnie, więc i krótka przerwa się troszkę przeciągnęła.

Znajdujemy sobie miejsce nad wodą, ocienione przez stare wierzby. Bardzo stare. Z dziuplami. To jeszcze Mazowsze i krajobraz (podobno) typowy dla tej części naszego kraju.

Kiedy już napaśliśmy oczy i nie tylko – ruszamy dalej.

Za Siemiatyczami skręcam na drogę 658, która prowadzi koło Grabarki.

Highslide JS

Tutaj również robimy krótki postój. Święte źródełko może nie tylko działa na Prawosławnych. Woda jest smaczna. Zimna i orzeźwiająca.

Strumyk, w którym wierni się obmywają, wije się wśród zarośli i ginie, gdzieś w głębi pól. Teraz jest pusto na brzegach obrośniętych trawą i białymi kwiatkami, więc nie mam kłopotu z dostaniem się nad brzeg. Myję ręce i twarz. Może odmłodnieję? Może moje grzech popłyną z prądem wody?

Jadąc dalej, kierujemy się na Hajnówkę.

Za Kleszczelami robimy krótki postój (bo to już zrobiła się „jedzeniowa godzina”) w przydrożnym zajeździe - „U Jana”.

Highslide JS

Polecają kuchnię regionalną. No to pasiemy się zupką „solianką” oraz kartaczami (Pani Ela) i smażoną odmianą kartaczy (ja).

Zupka przypomina „zupę gulaszową”. Tyle, że bez papryki. Różne kawałki mięsa gotowane razem z warzywami. Znalazłem i wieprzowinę i wołowinę i kurczaka. Ostrawa, ale niezbyt. Za to sycąca i smaczna.

Jedziemy dalej...

Za Hajnówką zaczyna się najpiękniejszy odcinek drogi. Całe 20 kilometrów przez puszczę.

Jadę powoli, denerwując innych kierowców, ale chcę nasycić oczy widokiem lasu. Właściwie, to nie lasu, tylko LASU!

Highslide JS

Tutaj wiosna dotarła później niż u nas i zieleń jest jeszcze w różnych odcieniach. Dopiero za jakieś dwa, trzy tygodnie zieloność zacznie się zlewać w jedno i tak będzie aż do jesieni, kiedy buchną kolory...

Białowieża.

Dojeżdżamy do centrum i szukamy miejsca na noc. W hotelu, przy którym postawiłem samochód, najtańszy pokój kosztuje 220,- złotych. Uśmiechamy się do recepcjonistki i wychodzimy. Niedaleko, przy samej krzyżówce koło Parku Zdrojowego, Pani Ela znajduje pokój. Za połowę tego, co nam niedawno proponowano. Zostawiam samochód i na miasto!

Pani Ela ma już plan!

Highslide JS

- Dzisiaj pójdziemy na „Żebra żubra”, a jutro do Rezerwatu. - kiedy Pani Ela ma plan, to lepiej nie dyskutować.

- Żebra żubra, żebra żubra, żebra żubra, żebra żubra, żebra żubra – powtarzam sobie po cichutku. Brzmi, to jak turkot kolejki. Nawet mi się podoba...

Przechodzimy przez ulicę i podchodzimy do budki z agencją turystyczną o miłej nazwie „Sóweczka”. Załatwiamy jutrzejsze pójście do rezerwatu. Tam się idzie tylko z przewodnikiem.

Highslide JS

No i załatwiliśmy. Z żeber nici, bo niedawno padało, a my mamy tylko jedną parę kaloszy. Według pań pracujących w agencji, bez dobrych kaloszy nie da rady przejść, bo kładka dawno nie była konserwowana i ją miejscami zalało.

Jest po 16, więc decydujemy się na trzygodzinną wycieczkę po rezerwacie. Mamy być przy budce o 17.

Mamy ponad pół godziny czasu, więc wracamy do naszego nowego, jednonocnego domu.

Jest bardzo przyjemnie. Miejsce do posiedzenia otoczone kwietnymi rabatami. ławeczka, na której można posiedzieć. I kot. Kocurek...




Bardzo przyjacielski i z objawami choroby sierocej...

Pani Ela od razu zapoznała się z kocurkiem, który z miejsca wlazł jej na kolana i odmówił zejścia. Pozwalał się głaskać i drapać. Kiedy musieliśmy już iść, odwdzięczył się gryząc po rękach. Panią Elę. Ale, że robił to z wyczuciem, to i dużej krzywdy nie było...

Highslide JS

Nasza przewodniczka – Pani Alicja, zabrała całą grupę pod swoje skrzydła, co nie było zbyt trudne, bo grupa składała się z dwóch osób. Nie było również łatwe, bo Pani Alicja jest filigranowa. I poszliśmy...

Nasza przewodniczka najpierw oprowadziła nas po parku przypałacowym. I opowiadała, opowiadała...

Highslide JS

Wreszcie wychodzimy z parku i idziemy w stronę rezerwatu. Oglądamy drzewka, które jelenie zrobiły na bonsai. Jabłonie. Podobno bardzo smaczne są młode, świeże pędy. W każdym razie zwierzakom smakują.

Na skraju łąki i lasu rosną dwa dęby – bliźniaki. Bardzo ciekawie wyglądają, bo jeden zaczął wcześniej niż drugi wypuszczać liście. Tylko teraz, na wiosnę można zobaczyć różnicę u tych bliźniaków. Później wszystko się zatrze...

Highslide JS

Dochodzimy do bramy rezerwatu. Piękna, drewniana konstrukcja, która została przed wojną zrobiona bez użycia gwoździ. Teraz już troszkę powbijano przy remontach.

Za bramą zaczyna się inny świat. Puszcza. Las, w którym nikt nic nie robi. To znaczy ludzie nic nie robią. Prawie. Usuwane są tylko drzewa, a właściwie te kawałki drzew, które utrudniają przejście po ścieżce. Ale, jak mówi Pani Alicja, odcinane są od pnia piłą ręczną.

Highslide JS

Pani Alicja jest w swoim żywiole. Pokazuje i opowiada... Opowiada i pokazuje...

A my chłoniemy. Zapachy, kolory, głosy ptaków, szum drzew...

Zapachy. Są różne. Jest wiosna, więc wszystko na potęgę chce się rozmnażać. Rośliny też. Oglądamy kwiaty czosnku niedźwiedziego, który rośnie przy ścieżce. Oglądamy roślinki, których nasionka smakują jak rzodkiewka.

Highslide JS

I walczymy z komarami! Krótki bezruch skutkuje swędzącymi miejscami na dłoniach i nogach. Wiosenny wysyp.

Walcząc z komarami oglądamy ciekawostki puszczańskie. Dowiadujemy się, że dzięcioł, kiedy chce wydłubać smakowitości z szyszek wkłada te szyszki między korę drzew. Takie miejsca nazywają kuźnią. Sporo tych kuźni. Jakoś tak chodząc po lesie nie zwracałem na to uwagi. Jak dobrze mieć przewodnika!

Highslide JS

Oglądamy przemijanie i powstawanie nowego. Na padłych pniach zaczynają wyrastać nowe krzaki i drzewa. Rośliny wykorzystują każde miejsce do wegetacji. Na bagnach oglądamy rachityczne drzewa, które rosną na wysepkach wystających z błota, a powstałych, właśnie z obalonych przez wiatr, czy padłych z innych przyczyn drzew.

Oglądamy wielką karpę padłego świerku, a Pani Alicja mówi, że widziała większe. Wreszcie dochodzimy do Dębu Jagiełły.

Highslide JS

Miał około 450 lat, kiedy w 1974 roku wichura GO przewróciła. Teraz można obejrzeć leżący pień, którego już część się rozłożyła. Nasza przewodniczka pokazuje jaki wysoki był leżący pień.

Drzewa... Padłe i rosnące... Wszystkie są wykorzystywane przez mniejsze zwierzaki na kryjówki. Te rosnące, to głównie przez ptaki, a leżące przez gryzonie i nieduże ssaki. Leżące świerki, swoimi konarami chronią swoich potomków przed jeleniami i sarnami. Przez taki zasiek, to nawet żubr nie przejdzie...

Powoli wracamy do bramy. Po drodze oglądamy pień obalonej przez wiatr wierzby iwy. Drzewo miało 17 metrów wysokości.

Highslide JS

- To puszcza, tutaj jest wszystko inne, puszczańskie... - mówi Pani Alicja.




wróć na początek strony

 

Jest już wieczór, kiedy wychodzimy z terenu Parku. Idziemy na piwo i kawę (kierowcy nie piją) do przyparkowej gospody. Tam obie PANIE sobie pogadały, a ja pijąc dobre piwko posłuchałem. Było miło... Bardzo...

Highslide JS

Rankiem, po śniadaniu, jedziemy obejrzeć Miejsca Mocy.

Samochodem można wjechać dość daleko w las i zostawić go na parkingu, co robię. Pani Ela usiłuje mnie zaciągnąć w wąską ścieżynkę, którą ludzie wydeptali, ale się nie daję. Jest jeszcze rano, a kawy nie było...

Przechodzimy przez nasyp kolejowy i zaraz skręcamy w prawo, zresztą jest drogowskaz, którego ciężko przegapić.

Highslide JS

Jakiś kilometr dalej skręcamy w lewo, również kierowani przez tabliczkę. Idzie się dobrze, bo i ciepło i słoneczko świeci, ptaszki drą dzioby na potęgę, jeszcze gdyby nie było bzyków-krwiopijców... No ale na to chwilowo nie ma rady.

W puszczy oddycha się pełną piersią. Wciągamy powietrze smakując je. Bo to powietrze ma swój smak. Zapach tak, ale i smak. Smakuje świeżością, sosną, młodymi pędami roślin i czymś trudnym do określenia, co pozostawia w kubeczkach smakowych przyjemne odczucie. Oddycham raz przez nos, raz ustami. Puszcza o wiosną poranku.

Bliskość „Miejsca mocy” zwiastują drzewa. Są dziwne. Bardzo dużo bliźniaczych, wyrosłych z jednego pnia, rozdwajających się zaraz nad ziemią i rosnących w kształcie litery „V”. Mech. Rosnący na drzewach. Im bliżej, tym ten mech bujniejszy. Takie zielone dywaniki na pniach.

Highslide JS

Wreszcie dochodzimy. Kamienny krąg. Kiedy byliśmy tutaj ostatnim razem, to nie można było się dopchać do kręgu – odprawiane były jakieś gusła. No, może nie gusła, ale coś tam grupka robiła trzymając się za ręce, tak że dokładnie otaczali, to co najważniejsze. Teraz Pani Ela może spokojnie sama usiąść na centralnym kamulcu i kontemplować przepływanie energii.

Highslide JS

Naładowani pozytywną (tak myślę) energią jedziemy do ichniego ZOO.

Przy wejściu usiłuję wytargować zniżkę z powodu komarów, ale zostaję pouczony, że właściwie, to powinienem dopłacić, bo dzięki nim będę dłużej pamiętał... Trudno nie uznać racji. Pozostajemy przy normalnej opłacie.

Pani Ela wreszcie wypija kawę. Z automatu. Paskudnawa, ale z kofeiną, więc zaczyna lepiej funkcjonować.

„Rezerwat pokazowy”, bo tak, to się nazywa, zwiedzamy idąc wytyczoną trasą. Niestety żubry poszły pod odległy płot, a ryś wlazł do pnia i to tak się ułożył, że widać mu tylko tylną część ciała.

Highslide JS

Za to mogliśmy sobie pooglądać tarpany, których tabunek pasł się na łące. Niedorżnięta wataha wilków wypoczywała po ciężkiej nocy na wzgórku pod drzewami. Największe wrażenie zrobił na mnie żubroń. Skrzyżowanie żubra z krową domową. Leżał sobie przy płocie i miał takie smutne oczy... Trochę z nim pogadałem, ale niezbyt był komunikatywny.

Highslide JS

Weselsze były dziki. Warchlaki. Szczególnie jeden o nadmiernie rozwiniętym instynkcie opiekuńczym, który mył swoich braci i siostry po kolei je wylizując.

Kończymy zwiedzanie i wracamy do domu. Przez Kodeń. Nie jest jeszcze późno, więc dobrze będzie wpaść do o.o. Oblatów na żurek...

Highslide JS

Kodeń słynie z obrazu Matki Boskiej Kodeńskiej, który to obraz ukradł z Rzymu Mikołaj Sapieha. Nadzwyczaj pobożny, ale jak wielu, o mentalności Kalego.

Dzięki temu do Kodnia przyjeżdżają pielgrzymki, aby się pomodlić przed obrazem. My przyjechaliśmy na żurek, który serwują w klasztornej stołówce. Był wspaniały.

Niedaleko Kodnia znajduje się Jabłeczna. Kiedy odwiedzamy Kodeń, zawsze wpadamy do Klasztoru Prawosławnego w Jabłecznej.

Highslide JS

Teren klasztorny jest otwarty dla zwiedzających. Można pochodzić po pięknie utrzymanym ogrodzie, napić się wody ze źródełka. Można również iść nad Bug. Granica. Za rzeką już Białoruś.

Przez Radzyń Podlaski, Łuków i Garwolin wracamy do domu. Pogoda zaczyna się psuć. Od czasu do czasu wjeżdżamy w obszar deszczowy, ale że nie ma ruchu, to i jazda nie jest uciążliwa. Po drodze nazrywaliśmy kwiatów bzu, aby chociaż trochę zapach przypominał puszczę. Chociaż, to nie jest, to samo...