napisał: Piotr Wojtkowski

A T E N Y

Wreszcie się wybraliśmy. Miała być Tajlandia, ale wyszły Cyklady. Wydaje mi się, że finansowo wyszło na jedno, chociaż Pani Ela zarzeka się, że taniej. Samolot do Aten był o czasie, więc w hotelu znaleźliśmy się po południu. Highslide JS Hotel z dwiema gwiazdkami, danymi chyba po znajomości, albo dawno nikt go nie kontrolował. Okolica, też raczej nieciekawa, pełno Arabów. Ponieważ, to niedziela, więc nic nie mogliśmy załatwić i ugrzęźliśmy na dwa dni. Miało, to jednak swój urok, bo odwiedziliśmy znajome miejsca. Pani Ela, tylko dwa razy się zdenerwowała na Greków. Przy lotnisku, jak kupowała bilety na autobus (chciał ją oszukać na 50 centów), a drugi raz, jak taryfiarz zażyczył sobie 25 euro za dowózkę do hotelu z placu Omonia. To znaczy, zdenerwowała się, kiedy po 15 minutach błądzenia, wreszcie do tego hotelu dotarliśmy na piechotę.

Okolica, jak wspomniałem, nieciekawa, ale może to takie wrażenie dla nieprzyzwyczajonych, bo nikt nas nie zaczepiał. Highslide JS W arabskiej garkuchni dali kawy, dali wina, a nawet znalazł sie jeden taki, co mówił po polsku. Zaczęło mi się podobać... Okolica międzynarodowa. Knajpka polska, też była, ale jak zobaczyłem, że za flaki mam zapłacić 6 euro, to zaraz mi chęć minęła. W Atenach, jak i w całej Grecji szlaja się pełno "wolnych" zwierząt. Kotów i psów. Chudych, widać, że na krawędzi śmierci głodowej. Przy nas troszkę podjadły. Pani Ela każdy posiłek równo dzieliła! Dwa dni w Atenach, a właściwie, to jeden, bo pierwszego dnia, to się czciliśmy (ja w szczególności). Drugi dzień był pracowity. Było wzgórze Likawitos, spacer po mieście, załatwianie biletów na prom... Wszystko wytrzymałem! Nie jęczałem!Zresztą po wejściu na wzgórze, cały alkohol ze mnie wyparował i po toniku wypitym na samym szczycie, czułem, że jestem w normie. Panorama Aten zawsze mnie zachwyca. Białe domy, w oddali wzgórze Akropolu, Pireus... Słońce, niebo, morze... Aż po horyzont... Wszystko spowite w mgiełkę, Highslide JS która nadaje tajemniczości i korci, aby zobaczyć co dalej. Jak dobrze posiedzieć i popodziwiać. Pogrzać się w słońcu. Odpocząć.

Nazajutrz promem na Santorini. Trzeba wcześnie iść spać, bo skoro świt odpływamy. Pani Ela bierze prysznic, a ja z nudów reperuję lamkę nocną. I światło zgasło! Bardzo krzyczała! Oczywiście na hotel, bo gdyby wszystko było w porządku, to bym nie grzebał... Oj tam! Taka mała niespodzianka! Za dziesięć minut recepcjonistka przyszła i zrobiła. Wszystko wyszło na plus, szybciej skończyła prysznic, szybciej się wytarła, szybciej była na chodzie, bo po angielsku, to tylko ONA... Kiedy się uspokoiła, to zasnęła jak dziecko. Obiecałem sobie, że na przyszłość nie będę w hotelach nic reperował! Żadnego zrozumienia!!!

Jeszcze po ciemnicy jedziemy do Pireusu na prom. Na Santorini. Highslide JS Po wieczorowo-nocnych wrażeniach szukamy miejsca, gdzie można "przyłożyć" głowę. Zresztą jesteśmy niewyspani, bo odwykliśmy od rannego wstawania. Z klasy "biznes", niedobry steward nas wygonił, więc umiejscowiliśmy się przy stoliku. Trafiło się przy oknie. Towarzystwo międzynarodowe. Stwierdziłem, że" żółta rasa" w ataku. Pani Ela potwierdziła i zdała relację, jak jedna z jej przedstawicielek wyrwała z ręki mapkę Naxos. I zabrała. I poszła. Ponieważ mapki były darmowe, więc Pani Ela sięgnęła po drugą. Tym razem trzymała mocno w garści i jakoś doniosła. W drodze do Santorini mijamy liczne wyspy. Praktycznie cały czas mamy w zasięgu wzroku ląd. Ciepło i słonecznie, chmurki, tylko troszkę przysłaniają niebo, aby nie było zbyt dobrze. Cyklady są piękne! No i słońce i ciepło i nadzieja na wspaniałe chwile...

S A N T O R I N I

Highslide JSWreszcie, koło 16 dopływamy do wyspy . Po grecku - Thira. Typowa wulkaniczna wyspa. Kiedyś była większa, ale wulkan zrobił bum (właściwie, to zrobił B U M) i pół wyspy wyleciało w powietrze. Z przyległościami. Zniszczona została przy okazji i Kreta. Za to, jest obecnie co pooglądać... Kiedy wulkan wybuchł, ludzi nie było w miastach. Wynieśli się. Jedno z miast, zostało odnalezione i częściowo odkopane. Jest to Akrothira. Ślepię się z promu, czy nie widać dymu, ale wulkan spokojny. Cichutki. Wreszcie reda i port. Widać czekających, którzy płyną na Kretę. My i większość pasażerów wysiadamy. Pani Ela bardzo nie lubi tłoku, więc prowadzi zakamarkami.A ja za nią. Dobrze wyprowadziła. Highslide JS Minęliśmy cały tłok i znaleźliśmy się na dolnym pokładzie, gotowi do wyjścia. Na brzegu szybko przeciskamy się przez tłum do informacji turystycznej. Szukamy hotelu. Taniego. Przy okazji, może dostaniemy jakieś mapki, foldery... Okazało się, że ojciec pracownika biura prowadzi hotel.Ceny różne. Ilość gwiazdek wzrasta wraz z piętrem, na którym się mieszka. Wynajęliśmy na parterze. Przy basenie. 35 euro za pokój dwuosobowy. Jak na Santorini, nawet po sezonie, to i tak tanio.

Zaraz po rozpakowaniu idziemy coś zjeść. W recepcji skierowano nas do Tawerny, mają dobrze i tanio karmić. I tak też było. Szczególnie dobre było wino. Później na dworzec autobusowy, aby zobaczyć rozkład jazdy do Akrothiry i do domu. To znaczy - do hotelu. Highslide JS W drodze powrotnej zawadziliśmy osklep spożywczy. Trzeba coś kupić na śniadanie. Kiedy podziwiałem miejscowe wina, podszedł właściciel i zaczął namawiać na kupno. Z degustacją. Po trzeciej degustacji, kupiłem szybko wino i uciekliśmy. Facet już był narąbany, ale on na miejscu, a my musieliśmy jeszcze dojść do hotelu.... Wino wyżłopaliśmy przy basenie. Wieczorem. Zresztą ciemno się szybko zrobiło, a basen podświetlony, więc było przyjemnie. Cisza, spokój, my, gwiazdy icykada, która grała całą noc. Na szczęście byliśmy znieczuleni.

Rano, po śniadaniu (Pani Ela kupowała bardziej użytkowe rzeczy), wybraliśmy się do Akrothiry. Do miasta z przed 3500 lat zasypanego przez popiół. Taka, o półtora tysiąca lat wcześniejsza Pompeja. Leży po drugiej stronie wyspy, więc jedziemy autobusem. Jakieś 20 kilometrów. W górę i w dół. Widoki przecudne. Highslide JS Co i rusz, otwiera się panorama na zatokę z wulkanem, albo na niższe partie wyspy.Na miejscu dowiadujemy się, że muzeum zamknięte z "przyczyn technicznych". Całą wycieczkę diabli wziel. A tak się cieszyłem! Dobrze, że zrozumiała tylko Pani Ela! Zresztą, po różnojęzycznych podniesionych głosach, znać było, że pozostali wycieczkowicze, też brzydko myślą o Grekach!Na pocieszenie idziemy na "czerwoną plażę". Nazwa pochodzi od koloru otaczających skał i piasku.

Highslide JS Jesteśmy w sandałkach, więc nie schodzimy na dół, tylko podziwiamy z góry. Widać, że już po sezonie. Pusto. Leżaki porozkładane, parasole stoją. Tylko ludzi brak... Wracamy.

Na pocieszenie płyniemy na Nea Kameni, czyli na wulkan. Najpierw trzeba było przejść przez miasteczko i odmawiać co krok. Nie chcemy jeść, nie chcemy wynająć skutera, nie chcemy pić! Chociaż, to ostatnie... Ale byliśmy twardzi i dotarliśmy na skraj kaldery. Troszkę wysoko. Trzeba zejść.Dla turystów, którzy już nie bardzo mogą chodzić, są osiołki. My mogliśmy. Ten ośli aromat będę długo pamiętał! Najgorzej było na zakrętach, w miejscach osłoniętych od wiatru. Aż zatykało! Highslide JS ale przeszliśmy! Dzięki temu smrodowi, to nawet całkiem żwawo nam się szło. Kaldera ma jakieś 80 metrów wysokości, ale jak wspomniałem, w miarę szybko znaleźliśmy się w porcie. Jeszcze tylko kupujemy bilety i na wulkan. Płyniemy dawną łodzią rybacką, dostosowaną do nowych zadań. Całkiem szybką. Jakieś 20 minut i jesteśmy na miejscu. Po drodze oglądamy panoramę Thiry. Miasteczko robi wrażenie! Piękne, białe, położone na brzegu osuwiska, a pod nim przekrój skał. Można policzyć ile razy wulkan zrobił BUM! Nie liczyłem, ale dużo tego było...

Wulkan. Właściwie, to nic takiego ciekawego, tyle, Highslide JS że pierwszy raz widzę górę, która tak narozrabiała! Na całej wysepce, wydeptane ścieżynki. Ludzi - mnóstwo! Chodzi się po żwirze z popiołu, tu i ówdzie widać skałę. Z kraterów wydobywa się dymek i trochę pachnie, ale nie tak intensywnie, jak osiołki. Może dlatego, że wiatr rozwiewa... Wyziewy barwią skały na żółtawo. Siarka... Mamy dwie godziny na oglądanie, co zupełnie wystarcza. Zabieramy się z powrotem tym samym stateczkiem, tyle, że gruntowniej wypełnionym. Blisko, więc jakoś dopłynęliśmy. Droga pod górę, zajęła nam trochę więcej czasu niż w zejściu, mimo oślego dopingu. Za to na górze, już można odetchnąć pełną piersią! Wycieczka, spacery, podejście...

Highslide JS Jesteśmy głodni! Do Tawerny! Siadamy przy "swoim" stoliku. Obok słychać śpiewną, słowiańską mowę. Ruscy. Jedzą pizzę i sphagetti. Piją butelkowe wino. Po karafce białego lokalnego, zaczynamy rozmowę. No i pogadaliśmy! Kochają Putina, nie lubią Gorbaczowa. Naszego Pana Prezydenta też. Cóż, nie dziwię im się, jak my nie możemy... W różowych humorkach wracamy do hotelu.

Pani Eli się bardzo basen podoba. Szybko wskakuje w kostiumik i chlup do wody! Pływa. Na plecach. Wspaniale to, to wygląda... Bardzo mi się podoba, ale że to dzień i hotelowy basen i mogą ludzie przyjść... Wreszcie nie wytrzymuję: cycki ci wylazły! Dowiedziałem się o sobie różnych ciekawych rzeczy. Highslide JS O swoim charakterze, zachowaniu, wychowaniu... Dobrze, dobrze, przecież wiedziała z kim się wiąże, nic się nie zmieniłem! Mimo ciężkiej pracy Mojej Lepszej Połowy! Przestała pływać i wlazła do jakuzi. Tam ją wybombelkowało i miała dosyć. Kąpiel i pływanie dobrze działa na apetyt! Idziemy zobaczyć Thirę "by night", a przy okazji zjeść tzatzyki. I oczywiście napić się wina.

Poszlajaliśmy się trochę, ale ceny w sklepach takie, że odechciało się wszystkiego. Aby ukoić nerwy, usiedliśmy w knajpce, na tarasie, skąd rozciągał się widok na zatokę. I tak sobie posiedzieliśmy, aż do nocy... Kiedy słońce zaszło i we wszystkich kawiarenkach pozapalały się światła, widok był bajkowy. I ten stateczek świecący w zatoce... Byłoby jeszcze piękniej, gdybyśmy nie musieli pół godziny iść do hotelu. Nogi, jakieś takie miękkie się zrobiły... To z pewnością przez te widoki, bo co my tam wypiliśmy; raptem dwie karafki i jeszcze po kielonku... Ale warto było! Grecka wyspa, greckie zapachy, greckie powietrze, greckie smaki, greckie wino! Rozmarzeni i szczęśliwi idziemy spać. Highslide JS Jutro do Starej Thiry! Miasto o tysiąc lat młodsze od Akrothiry, ale na bezrybiu i rak ryba...

Skoro świt, tak koło ósmej, jedziemy do Perissy, a dalej, to już piechotką na górę. Słońce jeszcze nie grzeje mocno, więc idzie się nieźle. Jest nieco wysoko, tak ze 350 metrów do podejścia. Droga, jednak, całkiem dobra, wydeptana. Ludzi jeszcze nie ma, bo to przed hotelowym śniadaniem. Wodę mamy ze sobą. I to było mądre! Godzinka spacerku pod górkę i już jesteśmy! Od Kamary można podjechać, jest normalna droga, kiedy dochodzimy, już mały tłumek się kłębi. Ciepło. Woda się przydaje, Highslide JS ale oszczędzamy, jeszcze zejście i trzeba dojść do miasteczka. Po krótkim odpoczynku wchodzimy na teren Starej Thiry.

Cały szczyt wzgórza zabudowany (kiedyś). Pozostałości domów, świątyń, pałaców. Oglądamy, to wszystko. Łazimy i podziwiamy. Ruiny nie są z tych "rzucających na kolana". Za to widok z góry... Na morze, na Cyklady. Godzinka zwiedzania, no może półtorej. Wracamy. Tym razem z górki. Lżej. Tyle, że słońce wyżej i cienia mniej. Grzeje. W zejściu, wypijamy resztę wody. Dobra. Mokra. Jeszcze tylko dojść do Perissy i kawa! I plaża, i oczywiście kąpiel! Woda w normie. Temperaturowo - ciepły Bałtyk. Za to bardziej słona i fale, jakieś, takie przyjemniejsze. Ponieważ wraz z nami kąpie się sporo osób, Pani Ela rezygnuje z pływania na plecach. Odświeżeni wracamy do hotelu. Po drodze kupujemy bilet na prom, odpływający rano na Mykonos. Pani Ela koniecznie chce zobaczyć wyspę Delos. A jak Pani Ela chce, to tak ma być! Mnie już i tak wszystko jedno, bo Akrothiry, niestety, nie widziałem...

M Y K O N O S

Highslide JS "Fruwającym Kotem" dopływamy wczesnym popołudniem do Mykonos. W porcie harmider. Pełno ludzi chcących wypłynąć z wyspy i łapaczy oferujących pokoje. Mamy plecaki, więc jesteśmy ignorowani przez naganiaczy hotelowych. Dopada nas farbowana blondyna, która za nieduże pieniądze (jak na Mykonos) oferuje pokój w swoim domu. Letnim domu. Przerobionym na pensjonat. Wiezie nas i jeszcze jedną parę nieszczęśników na wzgórza za miastem. Po drodze cały czas mówi. Pokazuje drogę. Jak iść na skróty, bo przecież nie będzie nas woziła do miasta. No cóż, do miasta, cały czas z górki. Zejść, to zejść, gorzej będzie wracać! Oglądamy pokój. Łóżko jest, kibelek jest, prysznic jest. I tarasik przy pokoju. Jest stolik, krzesełka. Widok na morze i miasto. Nie jest źle! Wszystko trochę zapuszczone, ale nocowaliśmy w gorszych warunkach. Bierzemy! Highslide JS Klucza, co prawda, nie ma, ale dochodzimy do wniosku, że nam nie ma co ukraść. Ewentualny złodziej, jak zobaczy plecaki, to zrezygnuje. Idziemy do miasta.

Jesteśmy głodni, więc tylko troszkę szukamy i wybieramy knajpkę, której nie powinniśmy wybrać! Porcje małe, za to cena duża! Na kawę idziemy do kawiarni nad morzem. Przy deptaku. Kawa niezła, a i widok żebrzącego pelikana, też dodaje uroku. Po kawce mamy siły na dalsze zwiedzanie. A i trzeba coś kupić na jutrzejsze śniadanie. Po godzinnej wędrówce po mieście wreszcie znaleźliśmy duży sklep. Pani Ela, jak zawsze, dba abyśmy głodni nie byli. Highslide JS Ja dbam, aby nam wesoło było. Dwa kartony miejscowego wina. Jedyna niedogodność, to to, że ja wszystko niosę. Ale myśl o tym, jak będzie miło wieczorem dodaje mi sił. Krętymi uliczkami wspinamy się do pensjonatu. Po drodze mijamy dwa wychudzone koty. Aż żal patrzeć. Miauczą, proszą o jedzenie. Niestety, nic kociego nie mamy przy sobie. Do następnego dnia, chyba wytrzymają... Wytrzymały! Rankiem, idąc do portu, spotykamy chudziny. Dostają po sporej porcji, kupionej w Atenach karmy. Kotek najedzony, to kotek szczęśliwy!

Pierwszy stateczek do Delos wypływa o dziewiątej, mamy więc trochę czasu, akurat na kawę. Wyspa Delos, jak i reszta Cyklad, była w starożytności gęsto zaludniona. Highslide JSDopóki król Mitrydates (ten od Cezara) jej nie złupił. Odbywały się tam targi niewolnikami znane w całym świecie hellenistycznym. Dziennie zmieniało właścicieli około 10 tysięcy niewolników. Teraz są tylko ruiny. Płyniemy pierwszym statkiem. Towarzystwo różnorakie: narąbany Angol, mama z córką zza Wielkiej Wody, no i kilka osób, co do których narodowości mam niejasne podejrzenia... Taki garnitur złotych zębów, to tylko jedna nacja nosi... [Zaczęli rozmawiać. Taa! Miałem rację! Rosjanie. Za bardzo się nie przysłuchiwałem o czym mówią, bo podziwiałem okolicę. Mijamy maleńkie wysepki, niektóre zamieszkałe. Taka skała wystająca z wody z białym domkiem na górze. No i oczywiście cerkiewka. Okolica piękna. Do tego ciepło, słońce grzeje, niebo bezchmurne, lazurowe morze... Jest pięknie! Highslide JS

D E L O S

Dopływamy do portu na Delos. Niespodzianka! Zapłaciliśmy za dopłynięcie i możemy sobie teraz dwie godziny czekać na powrotny stateczek, albo zapłacić 4 euro i wejść na teren wykopalisk. Płacimy. To znaczy ja płacę, bo Pani Ela pokazuje legitymację i wchodzi za darmo. Przewodnicy mają inne prawa. Ponieważ, to mnie również, pośrednio dotyczy - nie protestuję.Widać po ruinach, Highslide JS że wyspa była gęsto zamieszkała. Wszędzie pozostałości domostw, świątyń, budynków publicznych. Chodzimy i podziwiamy. Po godzinie jesteśmy już nasyceni i chcielibyśmy więcej. Jest góra! Jak wiadomo, góry są po to, aby na nie wejść! To weszliśmy. Po starożytnych schodach. I pomyśleć, że wszystko trzeba było tam wnieść! Wodę, żywność, sprzęty... Niewolnicy byli potrzebni! Usiadłem na skraju urwiska i podziwiałem okolicę. Sąsiednie wyspy, morze, port... Góra była zamieszkała. Są pozostałości murów, domów i świątyń. Dopiero stąd widać, gdzie na dole, były zabudowania. Niewiele miejsca zajmowały pastwiska, czy pola. To była bogata wyspa, której mieszkańców stać było na sprowadzenie wszystkiego. Pewnie dlatego tak skończyli...

M Y K O N O S   ponownie

Wracamy na Mykonos. Obiadujemy w tawernie, do której przyplątał się pelikan. Pogonili go. Przyplątał się również kot. Częściowo został nakarmiony. Częściowo, bo jedna z przedstawicielek "żółtej rasy" dostała histerii, kiedy kotek otarł się o jej nogi. Musiał zmienić miejsce żebraniny. Highslide JS Niechętnie, ale odbiegł. Głupia pinda! Po obiedzie trochę pochodziliśmy po miasteczku. Santorini jednak piękniejsze. Ludzie milsi. Jutro płyniemy na Naxos! Kupujemy bilety i wracamy na kwaterę. Po drodze wstępujemy do sklepu, gdzie kupuję ostatnią butelkę Riciny. Przy okazji uświadamiam, również kupującego Rosjanina, jakie wina należy wybierać. Jakoś tak, po niewielkiej ilości pewnego płynu, robię się poliglotą... Aż sam się dziwię, jaki to ja jestem zdolny! PaniEla mnie pochwaliła, że znam języki, jak nasz Pan Prezydent! Jestem dumny! Taka pochwała z JEJ ust!!! Tak się nagadałem, że aż mnie ręce rozbolały. Ale Ricinę doniosłem! Wracając na skróty spotykamy znajome już kotki. One nas również poznają i akustycznie dają do zrozumienia, że coś im się należy. Dostają porcję i dają nam spokój. Wreszcie na górze! Ostatni wieczór na Mykonos! Jakoś nie będzie nam brakować tej wyspy. Ceny wysokie, ludzie pazerni i niezbyt uprzejmi, wszystko nastawione na bogatych, turystycznych imprezowiczów. Gdyby nie Delos, uważałbym, te dwa i pół dnia za zmarnowane. Z tej uciechy, że wyjeżdżamy wypijamy całą Ricinę. No i się znieczuliliśmy. Jak dobrze! Jutro, myk i jesteśmy na Naxos! Ulubionej wyspie Pani Eli! I już nie możemy się doczekać!

P R O M   N A   N A X O S

Highslide JS Rankiem docieramy do portu i czekamy na prom. Poczekalnia zapchana, bo w krótkich odstępach ma odpłynąć kilka promów. Na Kretę, do Aten, no i nasz, na Naxos. Grzecznie czekamy i z nudów przyglądamy się podróżnym. Przychodzi grupka młodych ludzi, skrzywionych, niezadowolonych z życia... Tak mogą wyglądać tylko Polacy! Trafiłem! Trochę pogadaliśmy. Studenci na wymianie. Z Aten. Nie mają pieniędzy, jak to studenci, w dodatu poprzedniego wieczora żegnali się z wyspą. Myślę, że głównie dlatego nie mają pieniędzy... Pani Ela, znająca Ateny, poucza, gdzie kupować aby było tanio, dużo i dobrze. Ciężkie jest życie studenta! Ich prom podpłynął pierwszy. Popłynęli.

Teraz MY!!! Akurat! Okazuje się,że nasz prom wcale nie wypłynął z Krety. Podobno duża fala. Highslide JS Pędzimy do biura i przepisujemy bilet na następny. Z przesiadką na Syros. Sporo ludzi ugrzęzło, bo wielu chciało się dostać na Santorini, a następny dopiero za dwa dni. Dziewoja, która wczoraj zmusiła kota do ewakuacji, chciała na Santorini! To właśnie jest karma! Pani Ela się śmieje, ale ja wiem swoje...Prom odpływa dopiero o 16, do tego z Nowego Portu, a to jakieś 5 kilometrów od miasta. Nie damy zarobić! Idziemy pieszo! Przynajmniej czas zleciał...

Płyniemy. Miejsca numerowane, więc nikt nas nie wygania. Naprzeciwko siedzi para Greków. Z nudów zaczynają rozmowę. Chwalą się, że byli w Polsce, a nawet, jakiś ich kuzyn tam studiował. Ich znajomość naszego kraju, jednak niewielka. Nie wierzą, że u nas są góry. Mam w aparacie filmik z Zawratu. Pokazuję. Podziwiają. Potem schodzą na politykę. Highslide JS Znowu dowiadujemy się, że nasz prezydent jest znany, ale niezbyt lubiany. Cóż! Sami żeśmy GO wybrali!

Wreszcie Syros. Wysiadamy. Niedużo ludzi wychodzi, większość płynie do Aten. Przy porcie, niewielu "łapaczy". Wyspa, raczej nieodwiedzana. Przed jedzeniem oglądamy wysepkę. Właściwie, to tylko kawałek miasteczka. Stolicy Cyklad. Bardzo czyste i urokliwe. Wąskie uliczki, głębiej ratusz. Widać, że panowali Wenecjanie. Niestety, mamy wykupione bilety na dalszą podróż. Na promenadzie, przy porcie, co i rusz kawiarnia, tawerna, knajpka. Wszystko puste. Patrzymy na ceny. Bardzo nam się podobają! Pani Ela zakochała się w wyspie! Mówi, że musimy specjalnie przyjechać i pooglądać! Tak z pewnością zrobimy, tyle że na razie nie wiemy kiedy... Za dwa lata, za trzy? Czasu nie mamy zbyt wiele, bo prom niedługo przypłynie, więc tylko troszkę pochodziliśmy i na redę! Odpływjących, też niewielu, większość miejscowych. Jest już ciemno, kiedy odbijamy. Na Naxos będziemy koło 22...

N A X O S

Highslide JS Dopływamy. Sporo osób wysiada, na nabrzeżu "łapacze". Hotelowi. To nie dla nas. Za drogo. Pani Ela pyta się jakiegoś taryfiarza o pensjonat. Kieruje do kolegi. Ten zawozi nas i jeszcze jedna szczęśnicę do siebie. On jeździ taksówką, żona prowadzi pensjonat. Niedrogo. Po 30 euro za dobę. Pokój z tarasikiem, czyściutki, z łazienką i aneksem kuchennym. Po Mykonos, jesteśmy zachwyceni! Plecaki w kąt, a sami spać! Byle do jutra! Jeden dzień stracony na przejazdy, resztę wolnego, trzeba wykorzystać intensywnie... Po śniadaniu idziemy na nadbrzeżną promenadę. Na kawę, oczywiście. Pani Ela bez kawy, robi się taka, jakaś nerwowa i nie do życia. I dalej, brzegiem do wysepki, a właściwie, już półwyspu, bo połączona została groblą z Naxos. Na wysepce stała kiedyś świątynia. Pozostał tylko portal, wysoki na jakieś 5-6 metrów, widoczny z podpływających do portu statków. Świątynia stała na wzgórzu, skąd roztacza się widok na całą zatokę i miasteczko. Prócz portalu i pejzarzu nie ma co oglądać, więc wracamy.

Highslide JS Idąc groblą w stronę miasta, widzę dwie kobiety w cielistych strojach kąpielowych, pluskające się w ustronnym miejscu. Kiedy podeszliśmy bliżej i się przyjrzałem, zrozumiałem, dlaczego ustronne miejsce. A te cieliste stroje, to niecałkiem były stroje. Właściwie, to była opalenizna. I już. Kobiety w słusznym wieku i o kształtach rubensowskich. Nie przyglądałem się za bardzo, ale widać było, że panie olewają, czy ktoś patrzy, czy nie. Nadbrzeże. Pełno wyludnionych tawern, kawiarenek, sklepów. Wszystko dla turystów. Właściciele zapraszają, wręcz na siłę ciągną. Jesteśmy, jednak twardzi! Idziemy zwiedzać miasto. Podobne do Mykonos, tylko, jakieś takie przyjaźniejsze. Może, to tylko takie odczucie, bo cieszymy się z pogody i tego, że jesteśmy tam, gdzie być chcieliśmy...

Highslide JS Stare miasto pobudowane jest na górze. Krętymi uliczkami wspinamy się do twierdzy wzniesionej przez Wenecjan. Niestety, zamknięta dla zwiedzających. Ale i tak jesteśmy zadowoleni. Spacer po uliczkach, tworzących tunele ma swój urok. Jest czyściutko. Nigdzie nie widać żadnych śmieci. Tu i ówdzie kręcą się koty, ale i one w dobrej kondycji. Zadbane. Z wczesnego ranka robi się popołudnie. Jest gorąco.Dochodzimy do wniosku, że najwyższy czas się wykąpać. W morzu. Zabieramy z pokoju ręczniki, Pani Ela kostium i idziemy na plażę. Raptem jakiś kwadrans drogi od pensjonatu. Nie ma tłoku. Luzy. Daleko nie odchodzimy, bo czas obiadowy, a i chcemy pochodzić po sklepach.Woda troszkę chłodnawa, ale i tak cieplejsza i czyściejsza, niż w Bałtyku. Dobrze jest popływać, odpocząć, oderwać się od wszystkiego...

Obiad jemy w knajpce niedaleko "naszego" pensjonatu. Sporo osób siedzi, więc z pewnością dają dobrze zjeść. Highslide JS Przeglądamy menu. Pani Ela wybiera półmisek owoców morza. Porcja dla dwóch osób. Zanim podali, wypijam karafkę wina. Mimo wszystko, za mało! Jeszcze ryba jakoś uszła i nawet smaczna była, ale te krewetki, z takim wyrzutem na mnie patrzyły... Nie dałem rady! Pani Ela i owszem. Sprzątnęła wszystko, a co zostało, to koty, od których się przy nas zaroiło, pomogły... Po takim obżarstwie musieliśmy odpocząć. To dobrze, bo były siły na zwiedzanie miasta po zachodzie. Planujemy jutro zrobić sobie święto i pojechać na plażę, za miasto.

Jak miło coś sobie zaplanować i to wykonać! Jak dobrze, że poszliśmy do portu, chociaż przystanek był przy pensjonacie. Bilety kupuje się w budce, u dyspozytora. Kierowca nie posiada. Sprzedający nam, to wszystko wytłumaczył, kiedy chcieliśmy kupić po jednym bilecie. Wyraził zdziwienie, że chcemy taki kawał wracać pieszo. Jak dobrze, że się zdziwił! Ten brak wszelkiej informacji, jest troszkę wkurzający, ale, to właśnie grecka mentalność. Rób co chcesz, byleś mi nie przeszkadzał! Bardzo tolerancyjny kraj! Ponieważ do odjazdu mamy jeszcze trochę czasu, idziemy na kawę. Highslide JS Do Pani Eli przyplątał się mały kotek i wlazł na kolana. Nawet się nie zapytał! Mruczeniem domagał się pieszczot. To go głaskała. Drapała, gładziła. Dumna, że do NIEJ, a nie do mnie wlazł. Tylko, trzeba było widzieć, jak mu pazurki wyszły, kiedy usiłowała go wreszcie odstawić! Musiałem pomóc. Kota za kark, na drugie krzesło i szybka ewakuacja! Autobus podjechał i pojechaliśmy. Do samego końca! A potem, jeszcze trochę brzegiem morza.

No cóż, wiele osób nosi kostiumy z opalenizny. Znajdujemy sobie zaciszne, odludne miejsce, z piaszczystym dostępem do morza. Rozbieramy się do opalenizny, tyle, że ta nasza opalenizna, tu i ówdzie, taka raczej marnawa... Highslide JS I do wody! Ja od razu, bo mimo wszystko, trochę głupio. Nieprzyzwyczajony! Woda zimna, ale da się wytrzymać. Wchodzę, tak powyżej pasa i powoli przyzwyczajam się do temperatury. Oglądam rybki, rybki oglądają mnie. Wreszcie, jedna odważniejsza, zaczyna skubać. Łydkę, kolano, udo. Płynie wyżej! Szykuje się... Mówię: tam nie! I uciekam. Miała, co prawda, tylko jakieś 10 centymetrów, ale po co ryzykować? Ciekawe uczucie! Nie jest się skrępowanym żadnymi szmatami! Luz! Pani Ela dołącza i pluskamy sie jakiś czas. Przynajmniej nie muszę jaj mówić, że coś tam wylazło! Mamy dosyć i wychodzimy. Prosto na parę, która spaceruje brzegiem. On w opaleniźnie, ona tekstylna. I nikomu, to nie przeszkadza.

Niedaleko hotel. Idziemy (ubrani) i fundujemy sobie po mrożonej kawie. Marzenie! Byczymy się tak ze trzy godziny. Niestety żołądki po tych wrażeniach i kąpielach domagają się strawy. Powolutku wracamy. Tekstylni i w opaleniźnie, w różnym wieku i różnej płci kąpią się w morzu i słońcu. Jest pięknie, a nawet jeszcze więcej! Aż nie chce się wracać... Przegryzamy w plażowej knajpce. Tylko sałatka grecka i wino. Highslide JS Na dobre jedzenie szykujemy się tam, gdzie wczoraj. O 15 podjeżdża ostatni autobus. Mamy do wyboru. Albo jechać, albo iść. Wybieramy, to pierwsze, bo do miasta jakieś 15 kilometrów, a po drodze skały, bagna... Nie opłaca się. W znajomej tawernie, tym razem bierzemy półmisek mięsny.

Kotki już czekają. Miały wyżerkę! My również! Idziemy na promenadę obejrzeć zachód słońca, zrobić zakupy. Przy okazji, zaglądamy do biura turystycznego i wykupujemy na jutrzejszy dzień wycieczkę po wyspie. Jest co oglądać, wyspa w starożytności była zamieszkana przez 200 tysięcy (dwieście!) ludzi. Teraz, nawet jednej trzeciej nie ma. Wojny, złe warunki życia, emigracja... Jak w całej Grecji. Po biurze wstępujemy do sklepu z napojami. Pani poleca zielony likier, próbujemy, potem smakujemy biały. Pani Ela wypróbowuje jeszcze Quzzo. W rezultacie kupujemy butelkę wina, aby w spokojuprzemyśleć sprawę. Wieczorem. Na balkonie. I przemyśleliśmy!

Highslide JS Rankiem szybciutko na miejsce zbiórki. Niezbyt wiele osób. Nas dwoje, dwie pary Amerykanów, Angielka i para Niemców. Razem, raptem dziewięć osób. Mam wątpliwości, czy będzie im się opłacało, ale jedziemy. Objechaliśmy północną część wyspy. Obejrzeliśmy zabytki starożytności i te nowsze. Między innymi kościółek z VIII wieku. Piękna bryła, skupiona, zwarta. Daje poczucie siły, stabilności... Obok cmentarzyk z kilkoma grobami. W Grecji jest zwyczaj, że ciało leży tylko kilka lat. Później jest przenoszone do wspólnego grobu, lub popielone. Mało ziemi. Szkoda marnować, a poza tym wszędzie skały... Wyspa piękna, górzysta, z gajami i laskami. Pięknie wyglądają miasteczka, pobielone domy na tle zieloności drzew i krzewów. Dojeżdżamy na północny kraniec wyspy. Apollonas. Jest plaża i można się kąpać, ale nie w opaleniźnie. Trzeba jeszcze dodatkowo, coś założyć. Mimo wszystko kąpię się, przecież, to już ostatni raz, więc trzeba wykorzystać. Wracamy drogą wijącą się serpentynami wśród wzgórz. Okolice piękne. Cały czas coś nowego: urokliwa zatoczka, stary kościółek, lasek, miasteczko... Wycieczka, mimo, że dosyć droga, to jednak się opłaciła. Aby samemu, to wszystko obejrzeć, trzeba by było ze dwa dni, a my już czasu nie mamy, bo jutro do Aten i do Litochoro. Odwiedzić Marzenkę i Jorgosa. Z żalem spacerujemy i ostatni raz oglądamy miasto. Przy okazji kupujemy dwa rodzaje likieru. Z pewnością będą nam smakowały, o ile oczywiście, zdążę otworzyć, zanim Pani Ela, komuś w prezencie nie odda.

Pijemy ostatnią kawę na Naxos. Z plecakami idziemy w kierunku portu. Jaka żałość w spojrzeniach Greków! My też żałujemy... Wyspa piękna, ludzie życzliwi. Zależy im. A może po prostu, już tacy są...

PRZEZ  ATENY  DO  KHTERINI

Highslide JS Pakujemy się na prom i już po kilku godzinach jesteśmy w Atenach. Koło 16 mamy mieć pociąg do Katerini, a stamtąd już Marzenka z Jorgosem nas odbiorą. Pani Ela idzie do jednej kasy, drugiej, do informacji... Robi się coraz bardziej nerwowa. Okazuje się, że ten pociąg jeździ tylko w sezonie. Teraz możemy pojechać o 22, a na miejscu będziemy koło drugiej. Nieco się zdenerwowałem i wyszedłem przed dworzec na papierosa. Musiałem, chyba ciekawie wyglądać, swojsko, bo podszedł jakiś menelowaty Grek i o coś zapytał. No to mu powiedziałem! Co myślę o ich promach, pociągach, muzeach i jeszcze o kilku sprawach. Oczywiście po polsku. Wysłuchał grzecznie i poszedł. Ulżyło! Plecaki chowamy do przechowalni i idziemy na miasto. Mamy dużo czasu, więc zawadzamy o podnóże Akropolu i przy okazji kupujemy Vinsanto. Wspaniałe wino z Santorini! Od razu humor się poprawia! Jeszcze tawerna, jedzonko, winko i czas jakoś zleciał.

Jest noc, kiedy ruszamy. Do samej Katerini drzemiemy. Na stacji zostajemy zapakowani do samochodu i dowiezieni do domu. Highslide JS Szybka przegryzka i spać, bo to przecież po drugiej. Moja, nieśmiała propozycja, aby posiedzieć do rana, nie spotkała się ze zrozumieniem. To znaczy, protestów nie było, tyle, że musiałbym siedzieć sam. Ginie tradycja w narodzie! Albo się starzeją!

Rankiem, po śniadaniu, jedziemy na wybrzeże popodziwiać sklep Marzenki. Z pamiatkami. Dla turystów. Śliczne różności! Zaproponowała, abyśmy sobie coś wybrali na pamiątkę, więc wybrałem. I jeszcze dobrałem. Pani Ela złymi oczkami się na mnie spojrzała, więc przestałem. Człowieka czasami ponosi...

Pochodziliśmy po miasteczku. Typowe, turystyczne miasto. Teraz bezludne. Pozamykane sklepy, nieczynne kawiarnie. Nad morzem znajdujemy jedną, która funkcjonuje. Odpoczywamy oglądając nielicznych plażowiczów. Północ Grecji. Gdzie tam do Cyklad! I morze zimniejsze i powietrze bardziej rześkie, wiatr chłodnawy. Mimo to, paru twardzieli się kąpie. Mają samozaparcie! Wracamy.

Wracamy. Highslide JS Marzenka majstruje obiad, a nas Jorgos wiezie samochodem na działkę. Dojeżdżając, widzę rudego kota siedzącego na jakimś pniu. On nas też zobaczył. Jak wyrwał! Na działce się spotkaliśmy. Kot Jorgosa, poznał samochód i przybiegł się przywitać i zjeść. Zaraz znalazł się i drugi i przypałętał się trzeci. Kotek najedzony, to kotek szczęśliwy! Jorgos jest bardzo dumny ze swojej samotni. Panuje "artystyczny nieład". Wszystko wszędzie rośnie. Co kraj, to obyczaj.Nawet mi się podoba...

Obiadek i po obiadku. Przy stole rozmawiamy w trzech językach: grecku, angielsku i polsku. Jorgos usiłował ze mną pogadać po hiszpańsku, ale jestem jeszcze na etapie: hable despacio, por favor. Obiecuję, że jak za dwa lata przyjedziemy, to wtedy już będziemy mogli sobie pogadać... Może. Siedzimy i gadamy do wieczora, a nawet i dłużej. To znaczy, głównie rozmawiają panie. Marzenka jest spragniona życzliwych, polskich twarzy. Musi się wygadać, a my musimy wysłuchać, zresztą, widzimy się raz na rok, to tematy się znajdują... Ostatnia noc w Grecji. Wychodzę na balkon i patrzę na Olimp. Góruje nad okolicą i korci. Za każdym razem, kiedy tu jesteśmy wraca temat wejścia. Piękna góra. Może następnym razem... To przecież, tylko trzy dni wchodzenia...

wróć na początek strony

Ateny
(nowogr.Athina, st.gr. Athenai, łac. Athenae) -stolica i największe miasto Grecji.
Jeden z najważniejszych ośrodków turystycznych Europy z zabytkami kultury antycznej.Nominalnie Ateny to tylko centralna część metropolii stanowiąca oddzielną gminę - liczy 796 tys. mieszkańców, zameldowanych tu na powierzchni 38,964 km2 podzielonej na 7 dzielnic.
Przyjmuje się, że Ateny zamieszkuje także ponad milion cudzoziemców, także przeważnie niezameldowanych. Na podstawie nowego prawa imigracyjnego, dzieci cudzoziemców, urodzone w Grecji i uczęszczające do greckich szkół, od 2010 roku będą mogły ubiegać się greckie obywatelstwo.
Popularne trasy spacerowe, wzdłuż ważnych zabytków:
* na sąsiednie do Akropolu wzgórze Filopapposa, miejsce najstarszego odkrytego, rozległego osadnictwa z ery neolitycznej i punkt widokowy na Akropol. Stąd bardzo dobrze widoczny jest Odeon Herodesa Attyka.
* przez Plakę lub wokół wzgórza Akropolu, na Plac Syntagma (co-godzinne zmiany warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza) obok gmachu Parlamentu.
* na wzgórze i zabytkowy fort Likawitos, stanowiące znakomity punkt widokowy na zespół Akropolu oraz Wielkie Ateny, z przeciwnej strony niż wzgórze Filopapposa.
* od strony Plaki, na wzgórze Areopagu (tuż przy wejściu na Akropol).