napisał: Piotr Wojtkowski...

DELHI 25.01.2010 PONIEDZIAŁEK


Do Delhi dotarliśmy o 6.15. Na lotnisku czekał na nas samochód zamówiony w hotelu, który całą naszą piątkę dostarczył niedaleko hotelu Smyle. Jakieś 200 metrów musieliśmy dojść, bo uliczka była taka wąska, że nie miał szans się zmieścić.Highslide JS Highslide JS

Jadąc do naszej spalni (bardzo dobre opinie u internautów) oglądałem miasto.

Jest wcześnie rano i pierwsze wrażenie jest lepsze niż się spodziewałem. Przyglądam się, jak wstaje Delhi. Ludzie myją się na ulicach, przed prowizorycznymi szałasami palą ogniska, grzejąc się i gotując sobie śniadanie. Riksze odwożące poubierane w mundurki dzieci do szkoły. W jednej siedziało koło 10-12 sztuk - ludzie tutaj, jak już zdążyłem zauważyć - drobni, to i dzieciuchy mniejsze od naszych i jakoś się mieszczą. Dopiero pod koniec jazdy pojawiają się chude, zabiedzone z wystającymi żebrami krowy i całkiem nieźle wypasione psy.

UlicaW hotelu wymieniliśmy zielone (po 45 rupii za1$) i robimy sobie krótki odpoczynek. Po całonocnym siedzeniu w samolotowych fotelach, dobrze jest wyciągnąć nogi. Wyprostować się...

Koło ósmej śniadanko na dacho-tarasie i mamy cały dzień dla siebie!

W hotelu jest informacja turystyczna, gdzie Pani Ela kupuje bilety do Jaipuru (po 544 rupii za osobę), a przy okazji zostajemy namówieni na wycieczkę po zabytkach za 300 rupii od sztuki. Ale to dopiero po 14, więc mamy czas aby poznać najbliższe okolice naszego miejsca postoju.Highslide JS Highslide JS

Hotel mieści się w starej części Delhi. W plątaninie uliczek, które robią w pierwszym wrażeniu, jakby bezwładnie i byle jak poukładanych. Lecz, to tylko pierwsze wrażenie, bo kiedy się przyjrzeć i troszkę poznać, pochodzić po nich, to nie jest takie trudne odnalezienie właściwej drogi.

Jest już późnawy ranek i miasto zaczyna żyć. Na głównej ulicy część sklepów już pootwierana, inne zaczynają dopiero działalność. Zaczyna się ruch. Sprzedawcy zapraszają do sklepików, żebracy proszą o datek, krowy łażą i wyżerają ze straganów co im się uda. Słabo się jednak udaje, bo ich żebra mało nie przebiją skóry. Widzę, jak jakiś Hindus daje coś krowie, co Ona przyjmuje i je z zadowoleniem. Kiedy krówka przeżuwa, mężczyzna do niej mówi, tłumaczy. Nie rozumiem tego, ale mówi tonem proszącym, pokornym.

Na ulicy ruch się wzmaga, co i rusz przejeżdżają motorowe riksze (tuk-tuki), rowerowe i samochody. Przebijają się przez tłum, który powoli reaguje na bezustanne trąbienia pojazdów. Wraz z ruchem rośnie smród spalin, kurzu, dymu z wielu czynnych garkuchni. W Warszawie jest czyste powietrze!!!

Musimy uważać, bo jesteśmy przyzwyczajeni do prawostronnego ruchu, a tu zmiana!

Highslide JS Highslide JS Kupujemy pomarańcze i banany. Jak wszystko, na warunki polskie - taniocha. Później do Świątynia hinduistów i na zwiedzanie.

Powożono nas po Delhi.

Pozwiedzaliśmy troszkę, ale nie za dużo, bo i czasu było niewiele.

Obejrzeliśmy Świątynię Hinduistyczną - wielka budowla. Piękna budowla. I oczywiście zostaliśmy delikatnie poproszeni o datek. Dopiero kiedy datek został zaakceptowany, to znikąd pojawił się oprowadzacz. Nie było źle, tyle, że trzeba było chodzić po nasłonecznionych miejscach - rano jeszcze podłoga nie została nagrzana i w stopy troszkę chłodziło (przed wejściem trzeba zdjąć buty).

Trafiliśmy również do Wielkiego Meczetu z najwyższym w Delhi minaretem.

To przedsmak tego co nas czeka!

Po wycieczce, Panie poszły do pokoju, a ja skoczyłem do fryzjera. Na strzyżonko, bo na twarzy jeszcze nie zarosłem. Wszystko za 100 rupii.

Teraz czas na jedzonko i poznanie drogi na stację, Highslide JS Highslide JS aby jutro nie było problemów z dotarciem. Najpierw stacja. Mieści się blisko. Wychodząc z "naszego" zaułku należy skręcić w lewo i po jakiś 500 metrach wychodzi się na budynek stacyjny. Obok budynku, co podziwiam z rozbawieniem - toaleta. Z rozbawieniem, bo tutejsi załatwiają się gdzie popadnie.

Kiedy podchodziliśmy do stacji, jeden z miejscowych usiłował nas zaciągnąć w jakiś zaułek, tłumacząc, że to co widzimy, to wcale nie jest stacja. Pewnie miał tam znajomy sklep... Ale, żeby aż tak!!!

Jeszcze jedzonko za 150 rupii na troje i można wracać do "domu". Jutro do Jajpuru, wyspać się i wypocząć przed pierwszą jazdą kolejami indyjskimi.

Usiłujemy wziąć prysznic, ale woda zimna - przerwa w zasilaniu. Tylko z lekka się obmywam, przy okazji mycia zębów posmakowałem "kranówy"- jej smak jest "interesujący", "ciekawy". Chyba dodają jakiś środków odkażających...

wróć na początek strony

NASTĘPNA STRONA