Mieliśmy o czym pogadać, zanim skończył z Panią Elą. Powspominaliśmy dawne czasy, kiedy byliśmy i młodsi i sprawniejsi i mogliśmy wiele więcej, cokolwiek, to miałoby znaczyć. Niestety, rzeczywistość skrzeczy i trzeba się dostosować do tego co i jak jest. Pani Ela została zrehabilitowana! Ręcznie, kamieniami i bambusem. Po drugim zabiegu, rankiem, kiedy już się wszystkie mięśnie poukładały, usłyszałem:
— Panie Piotrusiu, twój kolega strasznie ci sponiewierał żonę...
Sponiewierana żona wsiadła do samochodu i zażyczyła sobie, aby transport jej osoby odbywał się w sposób możliwie, jak najdelikatniejszy. Co też i uczyniłem.
Przed Lublinem coś w plecach pstrykło i zobaczyłem uśmiech na ustach mojej pasażerki.
— Przestało boleć! Mogę się ruszać!
Jak wspomniałem, kiedy Pani Ela była poniewierana, poniewierający i obserwator poniewierania wymieniali informacje. O Polańczyku, znajomych i o sobie.
Wspomniałem o naszych wyjazdach i zobaczyłem, że mu się oczy zaświeciły. Zaproponowałem wspólną wyprawę.
Nie był zdecydowany. No cóż, nie dziwię się, zobaczyliśmy się po tylu latach i taka propozycja... Wyjazd dopiero w trakcie planowania, więc i natychmiastowa deklaracja nie jest potrzebna. Ma czas na zastanowienie...
Po powrocie do domu, jakiś czas mnie nie nosiło... Czasami wchodziłem na znajome portale szukając okazji, ale nic ciekawego nie znalazłem. To znaczy znajdywałem, ale jakoś nie mogłem się zdecydować na kupno po okazyjnej cenie biletu do Bogoty, czy Wietnamu w czasie, kiedy jest tam pora deszczowa.
DO GÓRY |
---|