Wyjazd na Islandię skutkował najpierw u Pani Eli, a później u mnie problemami z kręgosłupem. To znaczy nie sam wyjazd, tylko spanie pod namiotem w warunkach, raczej spartańskich.

Doszło do tego, że kwękająca Jaśnie Pani, chciała, ale nie mogła się poruszać i poszła na zwolnienie lekarskie. Musiała dojść do siebie...

Swego czasu, pod koniec lat 90-tych, przebywałem w Polańczyku. Między innymi miałem tam zajęcie, dzięki któremu powróciła mi wiara w ludzi. Poznałem w miejscowym sanatorium (jest tam dużo miejscowych sanatoriów), podówczas szefa działu rehabilitacji. Pana Wieńka.

Highslide JS
Na bieszczadzkich drogach...

Siedzieć w domu z pełną energii, a niemogącą się ruszać Panią Elą, nie jest zbyt przyjemne. Jeżeli coś nie jest przyjemne, to trzeba to zmienić! Spróbować uprzyjemnić. Zniwelować nieprzyjemność...

No i zawiozłem swoją towarzyszkę życia do Polańczyka. Na rehabilitację.

Kiedy Pani Ela nie była rehabilitowana, zwiedzaliśmy, a właściwie przypominaliśmy sobie Bieszczady. Zmieniły się od ostatniego razu, kiedy je widziałem. Ucywilizowały i wzbogaciły...

Przejechaliśmy Dużą Obwodnicą i podziwialiśmy piękno okolicy. Pogoda była w kratkę, ale za bardzo nie przeszkadzała w oglądaniu. Nie było ciągłych deszczy, tylko przelotne. Za to potrafiły przelatywać kilka razy dziennie. Kiedy słoneczko wyjrzało po deszczu, to robiło sie przyjemnie...

Highslide JS
Połonina...

Wieczorem, oczywiście w ramach ćwiczeń rehabilitacyjnych, chodziliśmy na spacery. Oglądaliśmy panoramę jeziora Solińskiego z góry i z poziomu brzegu. W dzień i wieczorami...

Zwiedziliśmy miejscowe knajpki, gdzie mogłem napic się piwka, bez obawy, że muszę jechać...

Bardzo mi się podobało. Szczególnie zabiegi, serwowane przez Wieńka.

Z Panem od rehabilitacji dawno się nie widziałem. Tak koło ośmiu – dziewięciu lat...


Highslide JS
Skrzynki pocztowe w Ustrzykach Górnych...

Mieliśmy o czym pogadać, zanim skończył z Panią Elą. Powspominaliśmy dawne czasy, kiedy byliśmy i młodsi i sprawniejsi i mogliśmy wiele więcej, cokolwiek, to miałoby znaczyć. Niestety, rzeczywistość skrzeczy i trzeba się dostosować do tego co i jak jest. Pani Ela została zrehabilitowana! Ręcznie, kamieniami i bambusem. Po drugim zabiegu, rankiem, kiedy już się wszystkie mięśnie poukładały, usłyszałem:

— Panie Piotrusiu, twój kolega strasznie ci sponiewierał żonę...

Sponiewierana żona wsiadła do samochodu i zażyczyła sobie, aby transport jej osoby odbywał się w sposób możliwie, jak najdelikatniejszy. Co też i uczyniłem.

Przed Lublinem coś w plecach pstrykło i zobaczyłem uśmiech na ustach mojej pasażerki.

— Przestało boleć! Mogę się ruszać!

Jak wspomniałem, kiedy Pani Ela była poniewierana, poniewierający i obserwator poniewierania wymieniali informacje. O Polańczyku, znajomych i o sobie.

Highslide JS
San przed zaporą...

Wspomniałem o naszych wyjazdach i zobaczyłem, że mu się oczy zaświeciły. Zaproponowałem wspólną wyprawę.

Nie był zdecydowany. No cóż, nie dziwię się, zobaczyliśmy się po tylu latach i taka propozycja... Wyjazd dopiero w trakcie planowania, więc i natychmiastowa deklaracja nie jest potrzebna. Ma czas na zastanowienie...

Po powrocie do domu, jakiś czas mnie nie nosiło... Czasami wchodziłem na znajome portale szukając okazji, ale nic ciekawego nie znalazłem. To znaczy znajdywałem, ale jakoś nie mogłem się zdecydować na kupno po okazyjnej cenie biletu do Bogoty, czy Wietnamu w czasie, kiedy jest tam pora deszczowa.

Highslide JS
Galeria w Bieszczadach...

Było spokojnie do czasu, kiedy wypatrzyłem bilet do Stambułu za 405 PLN.

Tydzień czasu wystarczy aby obejrzeć, to wielkie miasto. Wyjazd w kwietniu, kiedy nie jest ani za ciepło, ani za zimno... Byle za bardzo nie padało...

Pani Ela słusznie zauważyła, że byłoby dobrze zaproponować temu, co ją poniewierał, wyjazd. Więc zaproponowałem.

Po przemyśleniu i konsultacjach z dyrekcją sanatorium, w którym ciężko orze, zaakceptował propozycję. Oczywiście, poza stycznio - lutową podróżą...

No i czekamy... Na promocję Lufthansy.

Highslide JS
Jezioro Solińskie ...

Minął październik, listopad, a tu nic. Tylko jakieś takie byle co. W dodatku drogie.

W desperacji zacząłem szukać alternatywnego wyjścia. Ganiałem po wyszukiwarkach i wynajdywałem przeróżne kombinacje. Znalazłem lot na Madagaskar za 3500,- PLN . Ale to za drogo. Znalazłem lot do Mombasy przez Kair. Co prawda, linie Egiptair, sprzedają czasami podwójną ilość biletów, ale, że lot krótki, to i na kolanach by się przeżyło...

Pani Ela na wszystko się zgadzała, tyle, że wygrzebywała w przewodnikach takie różności, dzięki którym musiałem z Kenii zrezygnować. Ale trasa znaleziona. Na przyszłość...

Ze swoimi pomysłami dzieliłem się z Wieńkiem, co skutkowało, z jego strony pytaniami o przeróżne szczepienia. Malaria, żółta febra...

Highslide JS
Koniki bieszczadzkie...

Uspokajałem, że Jaśnie Pani bardzo dba o siebie i w życiu nie pojedzie tam, gdzie niebezpiecznie. Ta podróż przez Kaszmir do Leh, to po prostu wypadek przy pracy.

W rezultacie mamy trzy wyjścia. Maroko – na dwa tygodnie, Indochiny – na trzy tygodnie, albo doczekamy się promocji do Kolumbii.

Sprawdziłem, kiedy w tamtym roku kupiliśmy bilety do Wenezueli. Kiedy zobaczyłem, że 13 grudnia, to odetchnąłem. Jest nadzieja... Czekamy...


NO I JEDZIEMY. W TRÓJKĘ. NIE Z LUFTHANSĄ. Z AEROSVITEM. DO COLOMBO. SRI LANKA. 18.01 - 5.02